poniedziałek, 28 kwietnia 2014

Level 18



Jego dłonie utrzymywały moje mokre od płaczu policzki, a wargi stykały się z moim czołem. To był tak subtelny i pełny otuchy pocałunek, że zapragnęłam poczuć go na własnych ustach. Zaraz, Nicky, przestań.
- Która godzina? - pociągnęłam nosem i spojrzałam na Justina, a ten odsunął się ode mnie i wyciągnął telefon z tylnej kieszeni spodni, a potem znowu go schował.
- Dwudziesta trzecia.
Kurwa. Godzinę temu miałam odebrać Kath od bliźniaczek. 
- Wszystko w porządku?
- Muszę jechać po Katherine - zaczął mi burczeć brzuch, nie jadłam dzisiaj jeszcze nic.
- Pojedziemy po nią, a potem pojedziemy coś zjeść. Powiedz mi tylko gdzie jechać.
Podałam Justinowi adres i już po dwudziestu minutach byłam pod domem bliźniaczek. One mieszkają na Golden Avenue i po prostu nie opłaca się iść na pieszo. Tym bardziej mojej siostrze, która jest najbardziej leniwą osobą na tej ziemi. Jako iż nie miałam swojego telefonu przy sobie, musiałam iść i zapukać do drzwi, a ostatnie czego chciałam, to gadać z cheerleaderkami. Dopiero, gdy zadzwoniłam dzwonkiem uświadomiłam sobie, że jestem ubrana jak Angelina Jolie z pan i pani Smith. Obciach.
- O.. cześć Veronica - otworzyła mi Shay, trzymając kieliszek wina w ręku.
- Przyszłam po siostrę.
- Wiem, po co przyszłaś - przewróciła oczami i pozwoliła mi wejść do środka. W całym domu słychać było śmiechy dobiegające z salonu, ale wolałam poczekać na korytarzu. Moja szesnastoletnia siostra czasem zapomina tak naprawdę ile ma lat. Albo to ja jestem za mało dorosła na swój wiek. Musiałam jeszcze trochę na nią poczekać, a potem wyszłyśmy z ich domu i skierowałyśmy się do samochodu.
Proszę Cię, nie odzywaj się.
- Oh, Justin, to znowu ty. Czyli to nie był sen, że Nicky zna kogoś tak gorącego.
Kurwa.
- Zanim wrócimy do domu, pojedziemy coś zjeść - powtórzyłam jej to samo, co mówiłam zanim wsiadłyśmy do auta i włączyłam muzykę, wszystko, tylko nie usłyszeć jej kolejnej uwagi.
Pojechaliśmy do Charley's Philly Steaks, gdy dostaliśmy jedzenie była już północ. Niezbyt dobra pora na jedzenie, ale mój żołądek krzyczał z głodu, a ja musiałam sprawić, by się przymknął. Czego niestety nie mogłam sprawić z moją siostrą.
- Czy wy jesteście razem? - spojrzała na naszą dwójkę, a ja niemal zachłysnęłam się colą, którą popijałam.
- Nie - wyręczył mnie Justin, który obracał w palcach swój telefon. On nic nie jadł, zamówił tylko pepsi, ale już dawno ją wypił. Był znowu spokojny i trochę przerażający w tym, ale zdążyłam się przyzwyczaić.
- To dobrze, myślę, że moglibyśmy gdzieś kiedyś wyskoczyć razem - wydęła zmysłowo usta, ale on nawet na nią nie spojrzał. Właściwie ją olał, a ja ucieszyłam się w środku.
Potem Kath nie próbowała już flirtu, tylko poszła poprawić makijaż i wróciliśmy pod dom. Gdy tylko zniknęła za drzwiami, Justin się odezwał:
- Mój tata ma teraz poważne sprawy związane z Virgilem i jego ludźmi, więc nie sądzę, by potrzebował Cię teraz. Na wszelki wypadek postaraj się zawsze mieć kogoś przy sobie. - powiedział aż dwa zdania. To dużo jak na niego. - Powinnaś.. powinnaś zadbać o kondycję. Nauczę Cię walczyć, żeby umieć obronić się, gdy mnie nie ma.
To trochę zabolało. Kolejny raz dostałam do zrozumienia, że jestem problemem.
- Obroniłam się raz przed Loganem.
- I byłaś na tyle uparta by mnie nie słuchać. Dwa razy.
- W takim razie chcesz mnie nauczyć walki? - ziewnęłam, bo byłam naprawdę zmęczona.
- Teraz idź spać - podszedł do mnie, a jego usta znalazły się tuż obok mojego czoła, jednak nie styknęły się z nim. Zamiast tego schylił i lekko przekręcił głowę, wiec czułam jego oddech na swoim uchu. - Dobranoc.

W kolejne dni zaraz po szkole jeździłam do Justina, który uczył mnie różnych sztuczek, bym mogła bardziej polegać na sobie. Radziłam sobie nawet dobrze, ale moja koordynacja pozostawia i tak wiele do życzenia. Dzisiaj też miałam do niego pojechać, jednak zatrzymała mnie Claire.
- Kurde, Nicky - oparła się o drzwi mojego samochodu. Spojrzałam na nią pytająco i nacisnęłam przycisk na breloku do kluczy, a auto zapiszczało. - Ostatnio w ogóle nie spędzamy razem czasu. Ja już zapominam jak wyglądasz i jaki masz głos!
- Przesadzasz. Przecież siedziałyśmy dzisiaj razem całą przerwę na lunch - próbowałam się bronić, ale uświadomiłam sobie, że moje argumenty są żałosne. - Przepraszam CJ, obiecuję, że spotkamy się wieczorem, ale teraz naprawdę mam coś do załatwienia.
Czekałam, aż da mi otworzyć drzwiczki, ale tego nie uczyniła. Ona po prostu stała i patrzyła na mnie kręcąc głową.
- Co masz do załatwienia, Veronica?
Przepraszam, ale nie mogę Ci powiedzieć.
- Kurde, Nicky - powtórzyła się. - I w ogóle co ty masz na ramieniu? Czy to jest siniak? - chwyciła mnie za rękę i obejrzała fioletową plamę. Uderzyłam się podczas boksowania Justina, jestem niezłą łamagą,
- To nic takiego, książka na mnie upadła, gdy sięgałam inną w bibliotece.
Nie wiem czy mi uwierzyła, w każdym bądź razie przestała drążyć temat i osunęła się na bok, bym mogła wsiąść do pojazdu.
- Będę czekała wieczorem, zaproszę też Todlera, fajnie by było znowu posiedzieć razem - posłała mi pełne nadziei spojrzenie i odeszła nawet się nie żegnając. Myślę, że ją zdenerwowałam, ale to nie tak, że celowo ich unikam. Po prostu dzieją się gówniane rzeczy, a ja muszę nauczyć się z nimi radzić.

Podczas tych spotkań, na których Justin uczył mnie ruchów samoobrony, czy też ogólnie poprawiał moją wydolność fizyczną nadal był tym Justinem. On chyba po prostu jest zbyt skrzywdzonym człowiekiem, by umiał się uśmiechać.
Wyjęłam swoją torbę z bagażnika i oparłam się a auto, by poczekać na Justina, którego jeszcze nie było. Po chwili jednak wyjęłam telefon i postanowiłam do niego napisać.
DO: Justin
Za ile będziesz?
Po chwili mój telefon zaczął dzwonić.
- Dzisiaj poćwiczysz z Dannym. Zaraz po Ciebie przyjedzie.
- Uhm, dobra. Coś się stało? - trochę się zaniepokoiłam bo ton jego głosu był dziwny. Po prostu wydało mi się, że dyszy i syczy, pomiędzy słowami. Nie odpowiedział mi, tylko się po prostu rozłączył sprawiając, że się zdenerwowałam i chciałam wrócić do domu, ale zobaczyła Danny'ego idącego w moim kierunku. Super wyczucie czasu.
- Jak się czujesz? Przepraszam, kurwa, przepraszam za wtedy - przed oczyma momentalnie pojawiła się klatka, w której zostałam zamknięta i to, jak wyglądałam. Musiałam potrząsnąć głową, by wyrzucić ten obraz i się nie popłakać.
- Nie rozmawiajmy o tym, proszę.
- Przepraszam.
Zabrał mnie do swojego domu, który znajdował się na Trenton. To część West bronxu, ta najgorsza. Wszystkie włoski ustały mi na ciele, gdy musiałam wyjść z samochodu. Po prostu... cóż, tam było tak brudno, tak strasznie. Od razu chwyciłam się ramienia Danny'ego, próbując się nie zesikać.
Ten zaczął się ze mnie śmiać, jakby mój strach był po prostu niedorzeczny.
- Zaraz zemdlejesz... myślę, że są gorsze miejsca, niż Bronx. Zresztą i tak nie jesteśmy na Wakefield Williamsbridge, wtedy mogłabyś się bać. No dobra, żartuję, ta ulica jest gorsza - zaśmiał się znowu, ale nie podłapałam jego chichotu. - No przestań, po prostu uważaj na tych, co wciskają towar.
- Idziemy do Ciebie do domu, tak?
- Hm, nie do końca - chłopak podrapał się po głowie. - Znaczy pójdziemy tam, ale tylko po mojego brata. To on będzie Cię uczył co nie co.
Kiwnęłam głową i poszłam za nim, cały czas ściskając jego ramię. Jego mieszkanie znajdowało się w jednej z kamienic na tej ulicy, na parterze. Oprócz drzwi do klatki schodowej, jego mieszanie nie miało drzwi, tylko podartą szmatę. Środek też nie wyglądał zbyt schludnie. To był bardziej slums, ale postanowiłam tego nie komentować. Danny przeszedł przez trzy pokoje, które składały się na to mieszkanie i sprawdził, czy jest jego brat.
- Cóż, nie ma go. Poczekaj tutaj, a ja sprawdzę jeszcze jedno miejsce - kazał mi zostać, a ja kiwnęłam głową nie do końca pewna, czy na pewno chcę być tutaj sama. Po dziesięciu minutach przyszedł razem ze swoim bratem. On był trochę niższy od Danny'ego i był na pewno młodszy. Miał na sobie biały, przylegający podkoszulek i dresy, oraz srebrny naszyjnik. Jego uszy zdobiły kolczyki.
- Dobrze, więc ja już pojadę, bo jestem kurwa spóźniony - odezwał się Danny i uderzył swojego brata w kark, dając mu do zrozumienia, dlaczego jest spóźniony. - Będę za dwie godziny, bawcie się dobrze - wyciągnął do mnie pięść, bym ją stuknęła na pożegnanie i wybiegł z mieszkania.
- Więc najpierw się przebierz - spojrzał na moją torbę, a ja kiwnęłam głową i zsunęłam ją z ramienia. Chłopak wyszedł z pokoju, a ja rozsunęłam torbę i wyjęłam z niej rzeczy do przebrania. Założyłam czarne dresy i bokserkę, oraz adidasy i związałam włosy w kitkę, po czym zdjęłam kolczyki i bransoletki. Schowałam wszystko do torby i wyszłam z pokoju, by dać znać, że jestem gotowa.
- Ollie - chłopak podał mi dłoń złożoną w pięść, której wierzch zdobił tatuaż. Poprzez kolor skóry nie był taki widoczny, ale zauważyłam, że ciągnie się również przez całe przedramię. Wow, przecież on jest dopiero nastolatkiem.
- Nicky - przybiłam z nim pięść i poprawiłam wystające kosmyki włosów. - Więc czego chcesz mnie nauczyć? Wiesz, umiem już sporo.
- Jesteśmy na pieprzonym bronksie, będziemy ćwiczyć praktykę.
Trochę nie zrozumiałam o co mu chodzi, przecież cały czas ćwiczyłam praktykę.
- To znaczy, że wychodzimy na zewnątrz - poprawił swój łańcuszek i zwilżył usta. - Tutaj można mieć wiele przygód, na bronksie uczysz się jak przeżyć.
Wybałuszyłam oczy, ale postanowiłam, że chłopak wie co robi, dlatego też spróbuję mu zaufać. Chyba nie może być gorzej, niż dotąd? Wyszliśmy na ulicę, a Ollie pokierował mnie między dwie kamienice.
- Więc cóż, jesteś dużo ładniejsza, niż opowiadali - nie wiem czy powinnam to wziąć za komplement, wiec tylko skinęłam głową. Czułam się trochę źle na dzielnicy czarnych, ale przecież bronx z roku na rok jest coraz lepszy. Bynajmniej tak mówią.
- Ty też jesteś wiesz.. w tym gangu?
Zaśmiał się.
- To nie jest żaden gang, Nicky. To jest jebany węzeł, który dostajesz na szyję. Ale tak, należę do tego - splunął na brudny chodnik i oparł się o chłodną ścianę budynku. - Nasz ojciec do tego należał, miał dużo długów. A gdy umarł, cóż, my je przyjęliśmy i teraz po prostu nie mamy z Dannym wyjścia, jak tkwić w tym gównie.
- Przepraszam.
- Bez Lorda byłbym śmieciem, a teraz przynajmniej, cóż, mogę trochę czuć się ważny - splunął kolejny raz i spojrzał na mnie. Coś podkusiło mnie, by zapytać o Justina.
- A Justin...? Chodzi mi o to, czy z nim jest wszystko w porządku?
- Nie rozumiem, ma się dobrze.
- Chodzi o to, czy on zawsze taki był? - spróbowałam ponownie. - Taki... wiesz o co mi chodzi - speszyłam się. Nie wiedziałam jak go opisać, a chyba nawet to było niemożliwe.
- Nie. Anastazja bardzo go zmieniła - rzucił mi pytające spojrzenie, jakby chcąc się upewnić, że w ogóle wiem, kto to Anastazja. Cóż, wiem tylko tyle, że była jego miłością. - On był kiedyś całkiem inny. To znaczy wiesz, był kutasem. Serio, był pieprzonym frajerem, najgorszym z nas. On jest od zawsze zły. Serio, jest stracony. Anastazja nie zabrała od niego tej złości, tylko zamknęła ją głęboko w nim. Teraz jest jak wulkan, wybucha, chociaż walczy, by to się nie stało.
- To brzmi bardzo źle.
- Wiesz, tego nie da się opowiedzieć, Jay by mnie zabił, gdybym powiedział Ci wszystko. Po prostu się nie da.
Nie odpowiedziałam nic tylko zagryzłam moje policzki i próbowałam uspokoić żołądek.
- To co, zaczynamy?
- Co masz na myśli?
- Po prostu uciekał - podniósł kamień i rzucił go w stronę dwóch czarnoskórych chłopaków, znajdujących się kilkadziesiąt metrów od nas. Ci od razu zaczęli nas wyzywać i startowali do biegu, podczas gdy Ollie pociągnął mnie za rękę i kazał biec najszybciej jak umiem. Musiałam wdrapać się przez siatkę, która rozerwała mi prawą nogawkę dresów.
- Ja pierdolę, oni nas zabiją! - krzyknęłam, gdy zobaczyłam jak ich odległość się zmienia, gdy biegniemy przez ulicę.
- Więc biegnij!
Nie miałam już siły, by przyśpieszyć, więc obserwowałam otoczenie, by wiedzieć, gdzie mam skręcić. Chłopak pociągnął mnie w prawo, prosto na jakiś dom.
- Po prostu przeskocz! - krzyknął, gdy biegliśmy wprost na żywopłot.
Nie wiedziałam czy to dlatego, że w moich żyłach buzuje adrenalina, ale udało mi się go przeskoczyć i wbiec pomiędzy garaż a płot.
- Czemu nie biegniesz? - zatrzymałam się, widząc jak Ollie opiera się o płot i zaczyna śmiać. Byłam cała zziajana bo przebiegliśmy naprawdę dużo i to chyba mój życiowy rekord. - Oni są tuż za nami! - w tym momencie przeskoczyli przez żywopłot, a Ollie podbiegł do nich i przybił im piątki.
- Pięknie Nicky, dałaś sobie radę! - daje się śmiał, tak samo dwaj chłopacy, którzy wcześniej nas gonili.
- Dzięki chłopcy, ona prawie przegoniła mnie ze strachu - jeszcze raz przybił im piątki, a ja odetchnęłam z ulgą.
- Jesteś popierdolony.