Jechaliśmy w milczeniu pod mieszkanie Justina, moje myśli były pochłonięte jednym słowem: podziemia. Siedziałam sama w aucie, podczas gdy brunet poszedł coś wziąć, dochodziła już dwudziesta pierwsza, a on nadal nie schodził. W końcu ujrzałam go wychodzącego z budynku, a chwilę później siedział już obok mnie.
- Układałaś mi w szafkach, gdzie położyłaś czarne pudełko? - spytał bez emocji, odpalając auto.
- Nie było żadnego pudełka, same farby i alkohol.
- Świetnie - na tym zakończyła się nasza rozmowa i znowu zostaliśmy skazani na niezręczną ciszę. Mógłby chociaż włączyć muzykę. Jechaliśmy przez cały Nowy York, aż zaczęliśmy zbliżać się do ujścia rzeki Hudson, no może trochę bardziej w lewo od niej.
Nie zapowiadało się jednak,byśmy wjeżdżali gdzieś pod ziemię, więc albo nazwa nie jest adekwatna do miejsca, do którego zmierzamy, albo jeszcze nie jesteśmy u celu. Wkrótce zaczęłam słyszeć muzykę i wrzaski ludzi, a Justin zaczął zwalniać by zaparkować przed tłumem, który szybko okrążył auto.
Niepewnie wysiadłam z czarnego wozu i spojrzałam na Justina. Uśmiech wkradł się na jego delikatną twarz, że przez chwilę miałam wrażenie, że tylko tutaj jest naprawdę szczęśliwy. Tutaj.. ale co to za miejsce?
- Panowie i państwo, powitajmy naszego króla! - jakiś chłopak stojący na jednym z samochodów zaczął krzyczeć przez megafon. - JAAAAAY! - przeciągnął jak to robi się na przykład na ringach, a cały tłum zaczął gwizdać i wrzeszczeć jeszcze mocniej. Justin natomiast zaczął witać się z czarnoskórym chłopakiem, którego okazję miałam widzieć wtedy w dyskotece.
- Danny, zaopiekuj się nią - powiedział do chłopaka, który zaraz mnie 'obczaił' i szeroko się uśmiechnął.
- Nie ma problemu, chodź Nicks - kiwnął głową, a ja niepewnie do niego podeszłam.
Justin podbiegł do jakiegoś rusztowania i sprawnie się na nie spiął. Wszyscy zaczęli patrzeć na niego. Zdjął skórzaną kurtkę wieszając ją na barierce, a następnie koszulkę, którą rzucił w tłum. Odwrócił się tyłem i napiął mięśnia, pokazując wyrzeźbione plecy. Jejku, oni tutaj naprawdę go kochają...
Następnie zeskoczył, a wszyscy stworzyli krok wokół niego. Dostał megafon od tamtego chłopaka, stojącego na samochodzie.
- Słyszałem, że spadam w rankingu - uśmiechnął się szelmowsko. - W takim razie dzisiaj pokażę, że to nie możliwe - oddał megafon, a wszyscy zaczęli go nakręcać. Był dla nich królem.
- Jaki ranking? - spytałam Danny'ego.
- Zobaczysz Nicks.
Po chwili na samochody wskoczyło pięciu chłopaków, w tym Justin. Każdy bez koszulki, prezentując swoje mięśnia. Wszyscy pięcioro ustali na rękach, że krew zaczęła spływać im do głowy i zaczęli robić pompki, a gościu z megafonem zaczął liczyć.
- 21! 22! 23! - razem z nim krzyczał tłum. - 43! 44! 45! - nie sądziłam, że ktokolwiek by wytrzymał, ale wszyscy szli łeb w łeb. Ich mięśnia napinały się ukazując każdy szczegół, a żyły wydawały się wyrastać ze skóry. - 67! 68! 69! - aż zaczęły boleć mnie ręce od samego patrzenia. - 97! 98! 99! i STOOO! - przeciągnął chłopak z megafonem, wszyscy zaczęli gwizdać, a chłopacy ustali na nogi podnosząc ręce do góry. Ich ciała lśniły od potu i reflektorów, wyglądali jak Bogowie.
- Witajcie.. w podziemiach! - równo ze słowami chłopaka, samochody zaczęły unosić się na resorach, ogromne głośniki zaczęły zapuszczać tą samą muzykę, obręcze zaczęły płonąć, a chłopcy na deskach przez nie przeskakiwali. Nigdy nie widziałam takie atmosfery.
- Obstawiać możecie u mnie, zapraszam! - powiedział gościu od megafonu, a ludzie zaczęli wyjmować pliki banknotów. Justin natomiast dołączył do mnie i do Danny'ego.
- Podrasowałeś go? - spytał na wejściu na co czarnoskóry się uśmiechnął.
- No pewnie, dodałem tyle gazu, że możesz wybuchnąć w powietrze, więc radzę uważać.
- I to właśnie lubię. A jak chłodnica?
- Wymieniona, będzie chodzić jak w zegareczku.
- To dobrze - Justin zmierzył wilgotne włosy i splótł ręce na karku.
Chwilę staliśmy nic się nie odzywając, aż w końcu ten od megafonu, któremu muszę wymyślić imię więc niech będzie Ben, się odezwał.
- Dostałem cynk, że jest czyściutko, więc zaczynami zabawę - wrzasnął, a wielkie kontenery zaczęły się otwierać, ukazując pięć aut. Justin pociągnął mnie za rękę i udaliśmy się do jednego z nich, w kolorze czarnej perły. Po bokach pokryty był płomieniami, natomiast na dachu namalowana została twarz przedstawiająca kościotrupa od brody do nosa, a od nosa w górę człowieka. Twarz uśmiechała się szeroko pokazując szczękę pełną ostrych zębisk, oczy pusto wpatrywały się przed siebie. Za malowidłem twarzy rozciągał się krwisty cień mający ogromne łapska ze szponami, w prawej łapie ściskał serce. Całość naprawdę robiła wrażenie, dla mnie jednak była nieco przerażająca.
- Postarałeś się - stwierdził Justin, gratulując Danny'emu. Od razy usiadł za kierownicą i nałożył maskę do połowy twarzy, właśnie przedstawiającą kościotrupa. Teraz wyglądał idealnie jak na dachu samochodu. Zaczął pocierać kierownicę i otworzył okno.
- Wsiadaj.
- Nigdzie nie pojadę - powiedziałam w miarę przekonująco. A przynajmniej mi się tak wydaje, że tak brzmiałam.
- Wsiadaj, bo będziemy ruszać z innego miejsca - westchnął odsuwając maskę z ust tak, że trzymała się teraz tylko na jego brodzie. Niepewnie wsiadłam do tej maszyny, która jak dla mnie jest tylko wyrocznią śmierci.
- Nie mów, że będziesz się ścigał - ściszyłam głos.
- Będę - uśmiechnął się szelmowsko i odpalił auto tak głośno, że wszyscy mogli to usłyszeć. Przejechaliśmy pod wielki bulwar, przy którym zdążyło się już zebrać sporo ludzi. Od razu jak auto się zatrzymało, wyskoczyłam jak poparzona. Nie miałam zamiaru siedzieć z nim w tym aucie.
- Życz mi bym przeżył - uśmiechnął się Justin, a ja podeszłam do Danny'ego, który otworzył maskę. Zaczął coś podkręcać, oglądać, a po chwili zamknął maskę z powrotem i się cofnął. Zrobiłam to samo co on.
Po chwili tłumy ludzi zaczęły również się cofać, zostawiając pięciu samochodom sporo miejsca. Dwie skąpo ubrane blondynki wyszły przed auta, trzymając grube wstęgi i unosząc ręce ustawiły się w odstępie dwóch metrów.
Justin włączył coś w aucie, a po chwili dwa ogromne głośniki, zamontowane po bokach pojazdu zaczęły nadawać nieznaną mi piosenkę. Była ona tak głośnia, że praktycznie uciszała krzyki tłumu. Samochody zaczęły warczeć, przygotowując się do startu, a dziewczyny opuściły ręce ze wstęgami, pozwalając im wyruszyć. Czułam zapach spalanej gumy, a miejsce, w którym wcześniej stały samochody, zostało zapełnione przez ludzi, wpatrujących się w niknące maszyny.
- Ale on da sobie radę? - spojrzałam na Danny'ego, któremu uśmiech nie schodził w twarzy.
- No pewnie. Jest naprawdę dobry, a jak włączy pełny bieg z butlami, które zamontowałem, to albo wygra, albo wybuchnie. Innej opcji nie ma.
Ale taka odpowiedź wcale mnie nie zadowalała. Po raz pierwszy to ja martwiłam się o niego. Naprawdę, intensywnie.
- Witajcie.. w podziemiach! - równo ze słowami chłopaka, samochody zaczęły unosić się na resorach, ogromne głośniki zaczęły zapuszczać tą samą muzykę, obręcze zaczęły płonąć, a chłopcy na deskach przez nie przeskakiwali. Nigdy nie widziałam takie atmosfery.
- Obstawiać możecie u mnie, zapraszam! - powiedział gościu od megafonu, a ludzie zaczęli wyjmować pliki banknotów. Justin natomiast dołączył do mnie i do Danny'ego.
- Podrasowałeś go? - spytał na wejściu na co czarnoskóry się uśmiechnął.
- No pewnie, dodałem tyle gazu, że możesz wybuchnąć w powietrze, więc radzę uważać.
- I to właśnie lubię. A jak chłodnica?
- Wymieniona, będzie chodzić jak w zegareczku.
- To dobrze - Justin zmierzył wilgotne włosy i splótł ręce na karku.
Chwilę staliśmy nic się nie odzywając, aż w końcu ten od megafonu, któremu muszę wymyślić imię więc niech będzie Ben, się odezwał.
- Dostałem cynk, że jest czyściutko, więc zaczynami zabawę - wrzasnął, a wielkie kontenery zaczęły się otwierać, ukazując pięć aut. Justin pociągnął mnie za rękę i udaliśmy się do jednego z nich, w kolorze czarnej perły. Po bokach pokryty był płomieniami, natomiast na dachu namalowana została twarz przedstawiająca kościotrupa od brody do nosa, a od nosa w górę człowieka. Twarz uśmiechała się szeroko pokazując szczękę pełną ostrych zębisk, oczy pusto wpatrywały się przed siebie. Za malowidłem twarzy rozciągał się krwisty cień mający ogromne łapska ze szponami, w prawej łapie ściskał serce. Całość naprawdę robiła wrażenie, dla mnie jednak była nieco przerażająca.
- Postarałeś się - stwierdził Justin, gratulując Danny'emu. Od razy usiadł za kierownicą i nałożył maskę do połowy twarzy, właśnie przedstawiającą kościotrupa. Teraz wyglądał idealnie jak na dachu samochodu. Zaczął pocierać kierownicę i otworzył okno.
- Wsiadaj.
- Nigdzie nie pojadę - powiedziałam w miarę przekonująco. A przynajmniej mi się tak wydaje, że tak brzmiałam.
- Wsiadaj, bo będziemy ruszać z innego miejsca - westchnął odsuwając maskę z ust tak, że trzymała się teraz tylko na jego brodzie. Niepewnie wsiadłam do tej maszyny, która jak dla mnie jest tylko wyrocznią śmierci.
- Nie mów, że będziesz się ścigał - ściszyłam głos.
- Będę - uśmiechnął się szelmowsko i odpalił auto tak głośno, że wszyscy mogli to usłyszeć. Przejechaliśmy pod wielki bulwar, przy którym zdążyło się już zebrać sporo ludzi. Od razu jak auto się zatrzymało, wyskoczyłam jak poparzona. Nie miałam zamiaru siedzieć z nim w tym aucie.
- Życz mi bym przeżył - uśmiechnął się Justin, a ja podeszłam do Danny'ego, który otworzył maskę. Zaczął coś podkręcać, oglądać, a po chwili zamknął maskę z powrotem i się cofnął. Zrobiłam to samo co on.
Po chwili tłumy ludzi zaczęły również się cofać, zostawiając pięciu samochodom sporo miejsca. Dwie skąpo ubrane blondynki wyszły przed auta, trzymając grube wstęgi i unosząc ręce ustawiły się w odstępie dwóch metrów.
Justin włączył coś w aucie, a po chwili dwa ogromne głośniki, zamontowane po bokach pojazdu zaczęły nadawać nieznaną mi piosenkę. Była ona tak głośnia, że praktycznie uciszała krzyki tłumu. Samochody zaczęły warczeć, przygotowując się do startu, a dziewczyny opuściły ręce ze wstęgami, pozwalając im wyruszyć. Czułam zapach spalanej gumy, a miejsce, w którym wcześniej stały samochody, zostało zapełnione przez ludzi, wpatrujących się w niknące maszyny.
- Ale on da sobie radę? - spojrzałam na Danny'ego, któremu uśmiech nie schodził w twarzy.
- No pewnie. Jest naprawdę dobry, a jak włączy pełny bieg z butlami, które zamontowałem, to albo wygra, albo wybuchnie. Innej opcji nie ma.
Ale taka odpowiedź wcale mnie nie zadowalała. Po raz pierwszy to ja martwiłam się o niego. Naprawdę, intensywnie.
Och, mam nadzieję, że to się spodobało, bo ja jestem z siebie dość zadowolona. Uwielbiam takie rzeczy, a pomysł na nielegalne wyścigi zrodził się w mojej głowie, gdy zobaczyłam to zdjęcie na początku rozdziału. Uznałam, że ta maska musi coś oznaczać, w tym wypadku demona za kółkiem. No.. właściwie nie tylko za kółkiem, ale o tym dowiecie się wkrótce c:
Świetne, nie mogę doczekać się następnego! :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i życzę weny, xx.
45 year old Associate Professor Griff Klagges, hailing from Angus enjoys watching movies like My Gun is Quick and Coffee roasting. Took a trip to Historic Centre of Mexico City and Xochimilco and drives a Ferrari 250 LWB California Spider. pomocne strony
OdpowiedzUsuń