czwartek, 27 czerwca 2013

Level 15

To Infinity & Beyond | via Tumblr


Nicky's POV

Zaczęło robić się spore zamieszanie, a ja nie wiedziałam co się dzieje. Siedząc na miejscu pasażera wyglądałam przez okno, starając się zobaczyć coś więcej, niż tłum ludzi. W dodatku rozległ się dźwięk syren, powodujący jeszcze większy chaos. Każdy chciał uciec, a ja i Justin tkwiliśmy w aucie, które mnie przerażało. Samo auto być może nie, bardziej to, jaką prędkość można nim osiągnąć.
- Dobra, złap się mocno oparcia - odezwał się Justin, odpalając silnik. Moje ręce powędrowały do tyłu, chwytając jak najmocniej skórzane siedzenie. Chwilę potem Justin odkręcił jakąś butlę z tyłu i ruszył. Tylko, że nie w kierunku zejścia, a krawędzi dachu. Przez ten ułamek sekundy, gdy samochód unosił się w górze, przeskakując na inny budynek, myślałam, że już po nas i jedyne co byłam w stanie zrobić, to zacisnąć powieki. Po chwili koła zetknęły się z podłożem, powodując lekki podskok, ale Justin zdążył unieść resory, przez co było w miarę.. bezpieczniej. 
- Jeśli się boisz, to nie otwieraj oczu, bo jeszcze trochę nam zostało - powiedział wycofując auto w dół, by wjechać na siedmiometrowy parking. Jezu.. przeskoczyliśmy 3 piętra...
- Dam radę.
- Jak uważasz - wzruszył ramionami i zwiększając prędkość, zjeżdżał na coraz to niższe piętro. - Kurde, oni tu cały czas jeżdżą. No dobra, jak chcą się bawić to się zabawimy - powiedział bardziej do siebie, niż do mnie, po czym wyjechał z parkingu, prosto przed policję. 
- Co ty robisz?! - byłam zdezorientowana. Jechał prosto na dwa wozy, które już startowały do niego. 
- Podsycam ich, patrz - uśmiechnął się i zahamował tak szybko, że uderzyłam głową o nagłówek, a moje plecy wręcz wbiły się w oparcie. Samochód obrócił się prawie o 360 stopni, po czym znowu ruszył pełną parą. Jezu, ta maszyna jest jak zabawka dla samobójcy. 
- Przejdź mi na kolana.
- Co? - wybałuszyłam oczy. On chyba sobie żartuje. Jedzie właśnie jakieś 100/h, próbując zgubić policję w mieście pełnym ruchu i sądzi, że wskoczę mu na kolana? Naprawdę? 
- Przejdź, bo pod twoim siedzeniem jest rejestr sprawności samochodu, w sensie cały komputer sterujący jego właściwościami. Muszę coś przestawić, a jak będziesz na nim siedziała, to nic nie zrobię - wycisnął przez zęby, manewrując kierownicą. Kiwnęłam głową, że rozumiem i przeniosłam się między jego kolana, mając nadzieję, że nie jest mu tak niewygodnie jak mi i widzi drogę. 
- Poprowadzisz? - spytał, odrywając jedną rękę od kierownicy. 
- Nie dam rady.
- Musisz - złapał moje dłonie i ułożył je na kierownicę, przytrzymując moją dłoń, jego. Następnie przechylił się nieco na bok, by otworzyć laptopik, wbudowany w siedzenie. Starałam się jechać w miarę prosto i wymijać samochody, których nie było za wiele w środku nocy, ale jednak były. W dodatku z boku wyjechał mi jeden radiowóz, zbliżając się coraz bardziej do nas. Jezu, myślałam, ze zemdleję. 
- Justin, szybciej - głos mi drżał, bo wcale nie łatwo jest kierować w takich warunkach, gdy masz na ogonie trzy samochody. 
- Jeszcze chwilka, zaraz przy dużym skrzyżowaniu skręć w lewo i jedź cały czas prosto w stronę portu. 
- Okej - kiwnęłam głową, ale cholera, nie ledwo co jechałam prosto, a co dopiero skręcić! W dodatku auto zaczęło zjeżdżać mi w lewo, a ja nie miałam siły przekręcić kierownicy nawet o milimetr. Wszystko mnie paraliżowało.
- Dobra już - odetchnęłam z ulgą na te słowa, a chwilę potem jego dłonie pokryły się z moimi, doprowadzając auto do poprzedniego stanu. - Zaraz ich zgubimy - zaśmiał się Justin, czując moje przerażenie. - Spokojnie.
- Wybacz, że nie jestem spokojna, gdy ścigają mnie gliny!
Zaczął się ze mnie śmiać, skręcając w boczną ulicę. 
- Co Cię tak śmieszy?
- To jak się denerwujesz. To słodkie - mruknął opierając swój podbródek o moje ramię. - Złap się mocno kierownicy, bo zaraz będziemy trochę driftować. 
Zacisnęłam dłonie i przymknęłam powieki, czując jak auto zaczyna się kołysać, hamować, za chwilę ruszać na pełnym gazie. Starałam się nie odkleić od ciała Justina, pod wpływem gwałtownych ruchów, jakie zapewniało nam auto. Nagle przestało jechać, ani w ogóle wydawać z siebie dźwięków, zatrzymało się jednak w dość dziwnej pozycji, bo na dwóch kołach. Od strony kierowcy.
- Wyskakuj przez okno najciszej jak się da - szepnął Justin, a ja zrobiłam to co kazał. Złapałam się drzwiczek podciągnęłam do góry, po czym zjechałam z samochodu. Znajdowaliśmy się między dwoma kontenerami rybackimi, a szerokość między nimi, stanowiła jedynie metr. Tak więc auto, stało wręcz pionowo, na dwóch kołach prawego boku. Po chwili Justin również wysiadł i podszedł do mnie.
- Jeszcze tu gdzieś krążą, choć - złapał moją gorącą dłoń. 
- Gdzie?
- Po prostu choć - pociągnął mnie na przód. Szliśmy cały czas prosto, aż do krawędzi, odgradzającej ląd z wodą. Na chwilę puścił moją dłoń i usiadłszy na chłodny asfalt, zsunął się pop drabince, prowadzącej na dół, do betonowego pomostu. - Zawsze przychodzę tutaj po wyścigu - westchnął, gdy siedzieliśmy już, opierając się o lodowatą ścianę z cementu. - Widok nocą jest jeszcze lepszy, niż na dachu. Spójrz - wskazał na wodę, na której rozlewały się światła budynków. 
- Rzeczywiście, pęknie.
- A o policję nie musisz się martwić. Zawsze gubię ich w porcie. To już taki rytuał - mruknął widząc moją zmartwioną twarz. Kiwnęłam głową i oplotłam kolana rękoma mocno wdychając nadmorskie powietrze. 
- To co robisz, jest niebezpieczne - spojrzałam na niego. Muszę to przyznać, strasznie martwiłam się o jego osobę. Naprawdę, nie chciałabym, by coś mu się stało. Czas wyścigu, był dla mnie katorgą. Cała się trzęsłam, myślałam, że zaraz się rozpłaczę albo zemdleję. Przed oczyma miałam jego, zakładającego maskę. Naprawdę się o niego martwiłam.
- Wiem, że to niebezpieczne. Ale co mam do stracenia? - spytał wstając z asfaltu i spojrzał w granatowe niebo. Również wstałam i podeszłam do bruneta, patrząc na niego. Zaczęliśmy stykać się czołami, a opuszki naszych palców zaczęły się lekko i niepewnie dotykać.
- Mnie - wyszeptałam wstrzymując oddech. Jego źrenice zaczęły płonąć czarnym ogniem, a rysy złagodniały, ukazując mi dokładnie taką samą twarz, jak wtedy gdy spał. Twarz anioła. - Naprawdę, nie chcę, by coś Ci się stało. Jeśli ty martwisz się o mnie, pozwól mi martwić się o Ciebie.
- W porządku - mruknął, muskając swoim nosem o mój. - W porządku, ale musisz mi coś obiecać.
Spojrzałam na niego niepewnie. 
- Musisz mi obiecać, że kiedy odwiozę Cię do domu nasza przygoda się zakończy.
- Nic się nie zakończy.
- Nigdy więcej mnie nie zobaczysz, a ja postaram się, by mój ojciec dał Ci spokój. Najlepiej jak Danny Cię odwiezie.
Na moje usta wkradł się uśmiech. Nie wiedziałam, czy cieszyłam się z tego, że mogę odzyskać swoje dawne życie, czy byłam zrozpaczona, bo wiedziałam, że nic i tak nie będzie takie samo.


Także ten... ENJOY.

7 komentarzy :

  1. Matko tak szybko dodajesz <33333
    Uwielbia ich ^^ !

    OdpowiedzUsuń
  2. kiedy nastepny rozdział ?

    OdpowiedzUsuń
  3. dziewczyno jest 5:30 a ja nie śpię bo czytałam twoj blog :) jest lepszy od zagranicznym i wgl .. Co się stało że nie dodajesz rozdziałów? :) kocham cię <3

    OdpowiedzUsuń
  4. Dziewczyno dodawaj szybciej! Jesteś genialna ! W jeden dzień przeczytałam wszystkie rozdziały i nie mogę doczekać się już następnych. Życzę Ci pokładów weny :))

    OdpowiedzUsuń
  5. Może by tak nowy rozdział?

    OdpowiedzUsuń