niedziela, 2 czerwca 2013

Level 9

Large

- Cześć, Veronico - odezwał się mężczyzna siedzący na moim łóżku. Doskonale pamiętałam jego twarz, pokrytą okropnymi bliznami, jego arogancki uśmiech. Ojciec Justina. Siedział właśnie w moim pokoju, teraz. Nie mogłam się poruszyć, cała drżałam na widok jego osoby. On natomiast zachowywał spokój, a nawet się uśmiechał, przekręcając głowę w bok. - Przepraszam, że nachodzę, ale wczoraj Cię nie zastałem. Uznałem, że poczekam - jego głos był taki oficjalny, kulturalny, a mimo to widziałam w nim tylko sukinsyna.
Kiwnęłam głową i zacisnęłam usta w wąską linijkę. Po co do cholery przyszedł?
- Co powiesz na kolację wieczorem? - rzucił po chwili i spojrzał na mnie wyczekująco, chociaż wcale nie chciał odpowiedzi. To był bardziej rozkaz. - Spokojnie, nie ze mną - puścił do mnie oczko, widząc moją minę. Przełknęłam ślinę i zamrugałam kilkakrotnie, żeby tylko się nie popłakać. Kurwa, czemu ja cały czas ryczę?
- Czemu mam iść z kimś na kolację?
- Spotkasz się z moim przyjacielem. Jedyne co masz zrobić to dyskretnie podmienić mu czarną kartę pamięci, na taką samą, którą trzymam teraz w ręku - pokazał mi maleńką kartę, która w jego dłoni wydawała się jeszcze bardziej mikroskopijna. - To czy będziesz musiała się z nim pieprzyć, by tego dokonać, nie obchodzi mnie. Tylko nie wpadnij, bo Logan jest porywczy - zaśmiał się widząc moje przerażenie. - Czy to jest kurwa dla Ciebie takie trudne?
Kiwnęłam przecząco głową i zacisnęłam piąstki.
- Dobrze, o osiemnastej dostaniesz sukienkę, bo musisz jakoś wyglądać. O dziewiętnastej przyjedzie po Ciebie samochód i zawiezie na miejsce. A no i pamiętaj kochana, cokolwiek się stanie, bądź dzielna. Czasami trzeba się poświęcić - wstał z łóżka i podszedł do mnie. Jego woda po goleniu buchała w moje nozdrza, a parszywy wzrok się przeze mnie przedzierał.
- Uwielbiam takie dziewczyny jak ty, a uwierz, było ich wiele. Miło było - uśmiechnął się i wyszedł z mojego pokoju. Przetarłam twarz dłońmi próbując odetchnąć i rzuciłam się na łóżko. Czy naprawdę nie mogę przeżyć jednego dnia bez tych chorych rzeczy?
Chwilę po wyjściu ojca Justina poszłam się wykąpać i przebrałam się w szare dresy i czarną bokserkę. Musiałam jeszcze pojechać po Katherine, której wcale nie chciało się iść pieszo przez dwie aleje. Czasami mam jej dość i tego, że traktuje mnie jak służącą. Mała dziwka.
- Jestem głodna - zaczęła narzekać, gdy tylko weszłyśmy do domu. Nie mogła nawet podziękować, że ją przywiozłam.
- To zrób sobie coś do jedzenia - westchnęłam i rozłożyłam się na kanapie, by pooglądać sobie telewizję. Moja siostra coś jeszcze klnęła w moją stronę, ale postanowiłam to olać i po prostu poleżeć w spokoju. I zapewne by tak było, gdyby nie brzęczący telefon.

OD:Rough
Zrób mi coś do jedzenia!!!
DO:Rough
Pieprzysz jak moja siostra, haha
OD:Rough
No ale serio, chcę coś do jedzenia. Zaraz będę u ciebie i umieram z głodu

Chciałam mu odpisać, ale po domu rozległ się dźwięk dzwonka, informujący o przybyciu Todlera. W porównaniu do Clarie, on wcale nie wchodzi bez zaproszenia. Otworzyłam drzwi przyjacielowi i przytuliłam go najmocniej jak umiałam. Właśnie tego mi brakowało. Kontaktu z bliskimi.
- No i gdzie obiad dla mnie? - udał obrażonego, a ja spojrzałam na niego jak na idiotę, którym właściwie jest.
- Wybacz, że nie potrafiłam zrobić czegoś w mniej niż minutę.
- Właściwie to wystarczy jak zamówimy pizzę - wzruszył ramionami i wyjął telefon z kieszeni, by zadzwonić do naszej ulubionej pizzerii. Dawno nie zamawialiśmy nic stamtąd razem. Po upływie pół godziny dostaliśmy ogromną pizzę z podwójnym serem, czyli coś co kocham.
- To jest takie zajebiste - zachwycał się Todler z pełną buzią, przez co widziałam jak jego pokarm się mieli. Super. Zawsze o tym marzyłam, Rough. By widzieć, jak wygląda zmielona pizza w twojej gębie. - O której zwinęłaś się wczoraj do domu? Szkoda, że nie widziałaś twarzy Vinniego. Podobno się z kimś bił - zaśmiał się, sięgając po kolejny kawałek.
- Serio? A mówił z kim?
Okej, dobrze wiedziałam z kim się pobił, bo byłam przy tym, ale chciałam wiedzieć ile informacji mają ludzie z imprezy.
- Nie mówił, kurde chciałbym to widzieć!
- Tak, ja też.. - przeciągnęłam podkurczając nogi. Dziwnie było mi go okłamywać, ale wolałam by nie wiedział, co chciał zrobić mi Vinnie i kto mnie uratował. Zaczęło by się tysiąc pytań, na które wolałabym nie odpowiadać. No bo co miałam powiedzieć? Że Vinniego pobił Justin, chłopak, którego ojciec znęca się nade mną psychicznie, chłopak, który jest dla mnie jedną wielką zagadką, chłopak, który się o mnie martwi, kompletnie mnie nie znając?
Po domu znowu rozległ się dźwięk dzwonka. Oczywiście Kath nie chciało się wyjść z pokoju, a Todler uznał, że to mój dom, a nie jego, więc zmuszona byłam wstać z kanapy i otworzyć. Przede mną stał mężczyzna, ubrany w garnitur, z paczką w dłoniach. Na twarzy miał czarne okulary, przez co nie widziałam jego oczu. Wetknął mi paczkę do rąk i odwrócił się na pięcie. Kurcze, to już siedemnasta?
Zamknęłam z powrotem drzwi i spróbowałam przenieść paczkę niezauważalnie, ale Todler już musiał wstać i udać się w moją stronę. A otworzyć to mu się nie chciało.
- Co to? Zamówiłaś coś na ebayu? Te buty co Ci się podobały? Trzeba było zamówić kalosze - Rough zbombardował mnie tysiącem słów na minute i zabrał mi paczkę, jakby to była jego własność. Usiadłam obok niego, patrząc jak otwiera pudełko. Szybko się zniesmaczył, widząc sukienkę i oddał mi ją. - Ach, kobiety..
- Zamknij się, Thwaites - wytknęłam mu język i zaczęłam oglądać sukienkę. Była prześwitująca na maksa, z milionem kamyczków zakrywających pupę, krocze, trochę brzucha, biust i ręce. Była śliczna, ale nie dla mnie. Będę w tym wyglądać, jak idiotka. Cholera, nie chcę tam iść.
- Po co Ci takie coś? Przecież ty nie nosisz sukienek - bąknął wykrzywiając się, za co dostał ode mnie w głowę. Ale miał rację, ja nie noszę takich rzeczy. - Tylko nie mów, że się z kimś umówiłaś - wybałuszył oczy, chociaż nic takiego nie powiedziałam. Bo nie wiem czy można uznać, ze umówiłam się z kimś, kogo nie znam.
- Wychodzę na kolacje z twoją babcią, kurwa - przewróciłam oczami i wstałam z kanapy. - Dobra, a tak na serio. Zamówiłam sobie na kolejną imprezę, może być? - nie wiem czy zabrzmiało to przekonująco, bo nie umiem kłamać, ale uznajmy, że uwierzył. - A teraz sorki Rough, ale chciałabym się położyć. Idź ponękaj sobie Claire.
Idąc do pokoju słyszałam jakieś jęki sprzeciwu, ale Todler był często zbywany przeze mnie. Miałam jeszcze niecałą godzinę do wyszykowania się na kolację z kimś, kogo zupełnie nie znam. A do tego jakieś chore zadanie, podmienić karty danych. Czy ja wyglądam na zawodowego szpiega? Wykąpałam się, ubrałam sukienkę i beżowe szpilki, zrobiłam makijaż na miarę swoich umiejętności, a włosy puściłam wolno. Wyglądałam dość seksownie, ale samą myśl, że jakiś mężczyzna będzie pożerał mnie wzrokiem było mi niezręcznie.
Około godziny dziewiętnastej, przyszedł tamten mężczyzna i wprowadził mnie do wielkiego czarnego Ranger Rovera, z zaciemnianymi, kuloodpornymi szybami. Czułam się niczym jakaś gwiazda, którą każdy próbuje ochronić. Wewnątrz mnie jednak panikowałam, bo myśl o randce z jakimś niebezpiecznym typem wydawała się być szalona i chora. Zupełnie w stylu tego całego gówna.
- Powodzenia z Loganem. Odważna jesteś - odezwał się jeden z mężczyzn, wiozących mnie na miejsce. - No i podziwiam Lorda, że dał Ci takie zadanie. On nie wysyła na takie rzeczy ludzi, których zna mniej niż pięć lat, a wybrał jakąś pieprzoną osiemnastolatkę.
Po upływie jakiejś godziny dotarliśmy na miejsce. Restauracja Alaina Ducasse w Nowym Yorku. Myślałam, że tam rezerwacji wykonuje się z rocznym wyprzedzeniem. Wysiadając z auta dostałam tylko informację, że mam się zgłosić na rezerwację dla pana Shermana, a kelnerka mnie zaprowadzi w odpowiednie miejsce. I tak właśnie było. Idąc myślałam, że wyskoczy mi serce. Zostałam zaprowadzona do osobnego pomieszczenia, gdzie czekał na mnie trzydziestoletni mężczyzna, elegancko ubrany, z włosami zaczesanymi na bok. Był dość przystojny, ale gdy tylko dotknął mojej ręki i ją ucałował, chciało mi się wymiotować. Ten facet mógłby być moim ojcem.
- Witaj, Veronico - uśmiechnął się i odsunął mi krzesło, bym mogła usiąść.
- Dzień dobry.
- Spokojnie, jesteśmy tutaj sami i nie musisz się krępować - mówił spokojnie, patrząc na mnie, jakby już widział mnie w łóżkowej scenie. Kiwnęłam tylko głową i przełknęłam nerwowo ślinę. To będzie długa noc.

Chciałam dodać rozdział wczoraj, ale nie miałam zbytnio czasu. Ważne, że wyrobiłam się teraz, no nie?





4 komentarze :

  1. Ja tylko czekam na odpowiedni czas. A wiesz, po co? Żeby cię zabić! Jak można kończyć rozdział, kiedy jest taka akcja?! No jak ja się pytam?! I nie odpowiadaj, że normalnie, bo zabiję cię jeszcze dziś i będziesz pisała te rozdziały zza światów. Rozumiemy się? Tak? To dobrze 
    Rozdział jest świetny. Z resztą jak zawsze, co sprawia, że popadam w kompleksy ze swoim opkiem, ale co tam xd
    Jezu nie mogę tego ‘’ojca’’ Justina. Jak ja go kiedyś spotkam to, to no zabiję kurczę! A no i pozdrowię od ciebie tak jak chciałaś ;d
    Współczuję jej… Osiemnaście lat i już zwalone życie przez tą jej zasraną siostrę. Boże jak ta laska mnie wkurwia. Jakbym ją spotkała to by tak dostała ode mnie w tą swoją zasraną buźkę, że nie wiem. Grr. Wkurzyłam się. Wiesz… emocje xd
    Ty już lepiej pisz dziewiąteczkę <#
    Pozdrawiam Mucza <#

    OdpowiedzUsuń
  2. Kończysz w TAKIM momencie?! TAKIM MOMENCIE!?!?! Jak możesz? Nie koffasz nas, nie obchodzimy Cię, bo dajesz nam w spokoju umierać z ciekawości! ;) A teraz na serio: genialny rozdział. Tak popędziłaś z notkami, że nie zdążyłam skomentować ;P Czekam na następny.

    OdpowiedzUsuń
  3. Czemu stoisz w miejscu ile można ?

    OdpowiedzUsuń