środa, 26 czerwca 2013

Level 14

Rally Killer | via Tumblr

Justin's POV

Maszyna wdusiła moje ciało z ogromną siłą, na co zareagowałem pewnym uśmiechem.Kochałem czuć, że w każdej chwili mogę stracić panowanie nad autem i zginąć. Bo właśnie na takiej krawędzi, czuje się, że jest się żywym. Trasa składała się z trzech bardzo dobrze znanych mi części: pierwszej, którą stanowił opuszczony sektor w porcie, drugiej, przebiegającej przez zamknięty odcinek metra i trzeciej, kończącej się przy niedokończonym budynku Vamp, a dokładniej na dachu tego budynku.
Wyścigi w podziemiach nigdy nie były dla rozważnych kierowców. Każdy kończył się czyimś wypadkiem, katastrofą. A mimo tego, od nieprzerywanie dwóch lat, podziemia stały się prawdziwym azylem dla ludzi, takich jak ja.
Zaciśnięte palce na kierownicy, powoli zaczęły bieleć. Spoglądałem na swoich rywali przez lusterka, chcąc zobaczyć jak dużą mam przewagę. Zawsze miałem. Znajdując się na prostym odcinku, wyciągnąłem rękę w kierunku urządzenia wbudowanego w siedzenie pasażera, po czym załadowałem 30% mocy, chciałem zachować resztę na metro, bo właśnie na tamtym odcinku, byłem najlepszy. Widziałem dokładnie, jak zielony samochód, wyeliminował już jeden, spychając go na bramę. Nieczysty sukinsyn. Niech zmierzy się ze mną, pokażę mu co i jak.
- Kurwa - syknąłem dodając jeszcze więcej gazu, uważając, by przy tym nie zepsuć sobie opon. Teraz obraz przesuwał mi się z taką szybkością, że wszystkie światła zaczęły mi się zlewać i mogłem właściwie zdać się tylko na instynkt. Skręcając nieco w prawo, spojrzałem na ekran pokazujący sprawność auta. Wszystko było w jak najlepszym porządku, nic dziwnego, skoro Danny spędził nad tym dwa tygodnie. I mimo, że zajmował się głównie bronią i zabawą z prochem strzelniczym, doskonale radził sobie, bawiąc się w ulepszanie mojego cacka. Malunkami natomiast zajmował się jego młodszy brat, Olivier, oczywiście wtedy, gdy nic nie brał, co zdarzało się nieczęsto.
- Jay, jesteście już w metrze? - odezwał się Danny, a jego głos zaczął zakłócać lecącą muzykę. Na chuj zamontował sobie, by móc się łączyć ze mną kiedy zechce?!
- Nie rozpraszaj mnie - warknąłem, włączając lżejszy bieg. - Jeszcze nie, muszę uważać, przed jednym kutasem.
- Dobra, tylko jakby co to wiedz, że niedaleko metra jest jakaś ekipa, byś przypadkiem się w nich nie wjebał. I nie denerwuj się, Jay - podkreślił ostatnie słowa, starając się brzmieć, jakby się martwił. Zaraz gdy tylko rozłączył się, 
Muzyka ponownie zabrzmiała w głośnikach auta, nakręcając mnie jeszcze bardziej i bardziej. Czułem się tak jakbym tracił kontrolę nad swoim ciałem i to mi się podobało. Właśnie to najbardziej lubiłem w wyścigach. 
Wyjeżdżając z portu, gwałtownie zahamowałem, by obrócić auto, które pozostawiło na ulicy czarne łuki. Gdy już z powrotem odzyskałem panowanie nad maszyną, zwiększyłem siłę i uniosłem nieco tylne resory auta. Zielone auto, siedziało mi na ogonie, a ja nienawidziłem, jak ktoś próbował mnie doganiać. Powinien wiedzieć, że ze mną nie da się wygrać. Nigdy. Przycisnąłem jeszcze pedał gazu i skręciłem w bok, by skrócić sobie drogę do metra. Jadąc naprawdę wąską uliczką, musiałem uważać, by przypadkiem nie drasnąć o ceglane budynki. Schowałem lusterka i opuściłem resory, wyjeżdżając na właściwą trasę. Problem stanowiła jadąca ciężarówka i samochody, na każdym pasie. Nie widziałem zielonego auta, a o inne, słabsze się nie martwiłem. Właściwie o tamtego cwela również nie. Też mi,  kurwa, zagrożenie.
Zniżyłem resory i przejechałem pod ciężarówką, na co ta zaczęła zwalniać i bezczelnie trukać. Gdy tylko wydostałem się spod objęć ciężarówki, przyśpieszyłem zjeżdżając w dół, gdzie dwóch kolesi zdążyło już odciągnąć bramę zakazu wjazdu do metra, czyli mojego ulubionego odcinka. Przeniosłem się na dwa kółka, gdyż po jednej stronie ograniczał mnie spadek, a po drugiej ściany przerywane kolumnami. Widziałem jak auto za mną wjechało do tunelu i obrało sobie inną technikę, jadąc w dole, po szynach. Wkurzyło mnie to, bo jego sposób był dużo wygodniejszy i zrównał się ze mną.
- Nie ciesz się tak chuju - syknąłem przez zaciśnięte zęby i przyciskając pedał gazu oderwałem koła od ściany, po czym auto przeleciało nad jego, spadając tylnimi kołami na jego maskę. Musiałem przyspieszyć, by przypadkiem mi się nie odegrał za to, co zrobiłem jego już nie tak pięknej masce. Uruchomiłem elektrozawór poprzez przycisk na siedzeniu pasażera, a podtlenek azotu, dodał mi maksymalnej mocy, wręcz wypychając moje auto do przodu. Doskonale wiedziałem, że jeśli będzie za duże ciśnienie benzyny i podtlenku azotu, mogę wylecieć w powietrze. Właściwie czułem, jak robi się coraz goręcej, poprzez nagrzanie tłoku. Ale nie mógłbym znieść myśli, że przegram. Uśmiechnąłem się sam do siebie, widząc w górnym lusterku, jak oddalam się od zielonego auta. Powinienem zmniejszyć trochę mocy, ale.. najwyżej wybuchnę. 
- No i jak tam się sprawuje nasz kochany Jay? - znowu Danny musiał przerwać mi skupienie. Głupi chuj. 
- Wyjeżdżam już z metra, żebyś widział jak przeleciałem nad tamtym ćwokiem w zielonym - znowu się uśmiechnąłem na samo wspomnienie i zamknąłem zawory z nitro, by oszczędzić jeszcze trochę na potem. 
- Przeleciałeś nad nim, czy go? 
- Wal się, Danny - zacisnąłem zęby i zwolniłem by wjechać o dwa stopnie wyżej, a potem skierować się na wjazd na górę. - Kto to jest tak w ogóle? Nie kojarzę gościa, a powinienem znać wszystkich.
- Ekhmm.. wiesz, może pogadamy potem.. - widocznie próbował się wymigać, nakręcając mnie jeszcze bardziej, wjeżdżając na ulicę włączyłem sobie sprawdzenie funkcjonalności auta, gdzie wyskoczyła mi awaria w prawym cylindrze i tłoku, pieprzyć to.
- Kto. To. Jest.
- Znasz go, pogadasz sobie z nim potem, jak będzie Ci gratulował wygranej, a teraz się skup.
- Nie mogę się skupić, skoro nie wiem kim on jest! - ryknąłem wyciskając maksymalną moc, aż wyskoczył mi komunikat o krytycznym stanie samochodu. I tak dojadę na metę.
- Brat Stacy - tylko tyle wystarczyło mi, bym się wściekł. Teraz już naprawdę nie obchodziło mnie, co się stanie. Podgłosiłem muzykę, by nie słuchać Danny'ego i zacząłem wrzeszczeć ściskając kierownicę. Jej brat. Virgil. On. Zacząłem wlepiać się w siedzenie, pod wpływem szybkości, a mimo to, zielone auto siedziało mi na ogonie. Teraz mogłem go nawet zabić, nie patrząc na konsekwencje. Jej brat... Jej... Przekrzykiwałem się  widząc jak z sekundy na sekundę zrównuje się ze mną. Trzymając jedną rękę na kierownicy, obróciłem się do tyłu by zaszczepić jeszcze dwie butle z podtlenkiem azotu. Zaraz po odkręceniu zaworu powróciłem do całkowitej kontroli nad pojazdem, a wtedy Virgil był już przede mną. To mnie zdenerwowało. Że ktoś mnie wyprzedził, że ktoś próbował być lepszy, w miejscu, które jest moim azylem. Wszędzie indziej mogę być sponiewierany, mogę być nikim, ale nie tutaj. Nie w moich podziemiach
Ponownie uruchomiłem elektrozawór i przycisnąłem celując w zielone auto. Chciałem go zepchnąć, wykluczyć, może nawet i zabić. Obojętnie. Zaczęliśmy w siebie buchać, wyprowadzając się nawzajem z równowagi.
- Myślałem, że już nikt nie będzie mówił na Ciebie Jay, po tym wszystkim - wycharczał Virgil, gdy nasze auta jechały stykając się mocno bokami. - Może powinieneś sobie odpuścić, loco - uśmiechnął się do mnie parszywie, a we mnie coś zawrzało. Zdjąłem ręką maskę, która nadal zakrywała moją twarz od nosa w dół i splunąłem blondynowi prosto w twarz. 
Prychnąłem dodając gazu i nie patrząc na nic, skierowałem się w stronę Vamp, które było już widać z zza zakrętu. W samochodzie robiło się coraz goręcej, a butle zaczęły świszczeć i dymić, ale nie za bardzo mnie to obchodziło, przy zakręcie spojrzałem jeszcze w jakim odstępie ode mnie jest Virgil i zacząłem wjeżdżać na budynek. Tłum zebranych ludzi zaczął wiwatować na mój widok, niektórzy zaczęli ostrzegać mnie przed nadjeżdżającym zielonym autem. Virgil mógł mnie przecież zepchnąć na sam dół, ale on był dopiero na pierwszym piętrze, a ja na siódmym. Gdy tylko dotarłem na szczyt, zostałem przywitany gwizdem i skandowaniem mojego imienia.
- Następnym razem zastanów się, jak będziesz wracał do sytuacji sprzed roku - odezwałem się do Virgila, gdy wszystkie auta, powróciły już na metę. - I nie mieszaj w to jej. Bo nic sobie tym nie pomożesz.
- A od kiedy to dla ciebie 'ona'? Myślałem, że była twoją miłością, sukinsynu - wysyczał blondyn, a we mnie aż zawrzało. Chciałem już do niego podejść, zacisnąłem pięści i szczękę, ale Danny, wraz z resztą zaciągnęli mnie na sam szczyt.
- Jay, który to już raz, gdy wygrywasz?
- Na pewno nie ostatni - powiedziałem przez megafon, a tłum ponownie zaczął krzyczeć. - Widzę, że mój kolega już idzie, po przegranej - po tych słowach rozległo się wielkie 'buuu', a ja zacząłem się śmiać z satysfakcji - Dla takich jak tu, nie ma miejsca. Idź lepiej do mamusi, bo jechałeś, jakbyś był kurwa nadal na pępowinie uwiązany - prychnąłem, patrząc na niego. - Kto jest królem? - zapytałem wszystkich, a Ci jednogłośnie, wykrzyknęli 'Jay'. - I tak ma być.
Zszedłem z rusztowania i podszedłem do Nicky, która cała się trzęsła. Wydawało się, że zaraz wybuchnie płaczem. Zacisnąłem szczękę i szybko ją przytuliłem. Wszystko zaczęło mnie boleć, gdy tylko widzę choć cień niepewności na jej twarzy, czuję że to moja wina. Nie chcę by cierpiała, a mimo to, jestem głównym powodem, do tego.
- Tak się o Ciebie bałam - wychlipała, wtulając się we mnie jeszcze mocniej. 
- Ej, zrywamy się. Psy wywąchały już co się kroi - Tony krzyknął przez megafon, a wszyscy momentalnie zaczęli się zbierać.
- Wsiadaj - poinstruowałem biegnąc do samochodu. Problem jednak w tym, że teraz nie zjadę z dziesiątego piętra, gdy tłumy ludzi schodzą, torując mi drogę.


Jezu. ENJOY.

3 komentarze :

  1. Z A K O C H A Ł A M S I Ę! Uwielbiam sceny wyścigów, przez co jeszcze bardziej spodobał mi się ten rozdział. Tylko cały czas mnie ciekawi czemu Jay jest taki dla Nicky, czemu się tak o nią martwi. Czekam na następny!
    Pozdrawiam i życzę weny, xx.
    wanna-be-close.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Martwi sie o nia poniewaz ja KOCHA. HELOUUUUU.

      Usuń
  2. Mega<3 czekam na next
    ~Jus

    OdpowiedzUsuń