niedziela, 26 maja 2013

Level 2





Nie mam pojęcia ile czasu minęło, od kiedy zaczęłam wpatrywać się w kartkę pustym wzrokiem. Wszystko obijało się o mnie, a ja nie wiedziałam czy śnię czy to dzieje się naprawdę. Nie miałam siły o tym myśleć. Zamrugałam kilka razy i ścisnęłam kartkę, formując ją w dużą, papierową kulkę, po czym rzuciłam ją za łóżko. Przetarłam skronie dłońmi i wyszłam z pokoju. Skierowałam się prosto do pokoju, by przyrządzić jakieś śniadanie. Zdecydowałam się na grzanki z sadzonym jajkiem i bekonem. Pomińmy fakt, że nic innego nie było w lodówce. Będę musiała zrobić jakieś zakupy.
Usłyszałam jak szklane drzwi znajdujące się w salonie skrzypią, co oznaczało, że ktoś je otwierał. Na samą myśl o wczorajszym wydarzeniu i tej kartce serce zaczęło mi kołatać. Chwyciłam za nóż i ostrożnie skierowałam się do salonu, myślałam, że zaraz zejdę na zawał.
- Nicky, ile można na Ciebie czekać? Jest godzina dwunasta czy ty tego nie rozumiesz? A o której byłyśmy umówione? O jedenastej! – moje łomoczące serce ustało na głos przyjaciółki, która nie może pukać do drzwi wejściowych i wkrada się do mnie przy każdej możliwej okazji. Mogłam od razu się domyślić!
- Claire – odetchnęłam z ulgą, gdy ujrzałam ją siedzącą na kanapie. Włączyła sobie MTV i położyła nogi na stolik, jakby była u siebie w domu. – Obiecałaś mi, że już nigdy nie będziesz wchodziła przez salon – spojrzałam na nią pouczająco i odwróciłam się na pięcie, by odnieść nóż i wziąć moje śniadanie, chociaż teraz już nie miałam na nie ochoty.
- Przynieś mi coś do picia! – krzyknęła, gdy już miałam powrócić do salonu, więc zawróciłam się jeszcze do lodówki i wyjęłam butelkę wody.
- Przypomnisz mi co dzisiaj miałyśmy robić? – spytałam podając jej butelkę i postawiłam talerz z grzankami na stoliku. Tuż obok jej brudnych trampek, jakby nie mogła ich zdjąć.
- Veronica, czy wszystko z tobą w porządku? Przecież dzisiaj jest festyn, gadałyśmy o tym przez cały wczorajszy poranek i po szkole.
- A no tak, wyleciało mi z głowy.
- Dobra, widzę że jeszcze nie wyspałaś się do końca. Słuchaj mnie więc uważnie – spojrzała na mnie. – Przyjdę do Ciebie o siedemnastej. Masz być wyszykowana, wyspana, najedzona i gotowa by wyjść, rozumiesz? – mówiła bardzo wolno, tak jak tłumaczy się dzieciom, by nie odchodziły z placu zabaw, a ja tylko kiwałam głową na każde jej słowo. Brunetka uśmiechnęła się do mnie, chwyciła za grzankę i wstała z kanapy, by po chwili zniknąć za szklanymi drzwiami. Długo posiedziała.
- Pa – odpowiedziałam sama sobie i westchnęłam.

Do przyjścia Claire zostało mi już tylko pięć minut. Przez te pięć godzin zdąrzyłam się zdrzemnąć, zrobić śniadanie Katherine (która nie raczyła mi podziękować, a jedynie skacowana wyszła jakąś godzinę temu), a nawet się ubrałam. Wybrałam nieco wytarte, czarne spodnie, białą bokserkę i koszulę w kratkę. Zrobiłam sobie warkocz na bok, a na nogi wciągnęłam kowbojki, które swoją drogą widzę pierwszy raz. Patrząc w lustro uznałam, że wyglądam prawie ładnie, psiknęłam się szybko truskawkową mgiełką i wyszłam przed dom, gdzie spotkałam przyjaciółkę.
- Wow, wyrobiłaś się! – klasnęła w ręce, a ja dostrzegłam w tym ironię. Westchnęłam tylko patrząc na nią i ruszyłyśmy prosto na festyn.
Claire to moja najlepsza przyjaciółka i coś w rodzaju mojej mentorki. To ona sprowadza mnie na ziemię gdy tego potrzebuję, podpowiada mi na hiszpańskim i matematyce, przypomina mi o wszystkim i wspiera. Nie myślcie sobie, że Claire to ta odpowiedzialna, bo musiałabym się z wami nie zgodzić. Nie jest najpopularniejsza, a pomimo to wszyscy w szkole ją znają i lubią. To typowa dusza towarzystwa, a ja patrząc na nią popadam w kompleksy. Nawet dzisiaj, gdy ma na sobie za duże ogrodniczki i trampki, wygląda olśniewająco. Jej ciemne, lśniące loki swobodnie opadają na ramiona, duże, brązowe oczy zdobi gęsty wachlarz rzęs, uśmiecha się od ucha do ucha ukazując swój prosty, śnieżnobiały uśmiech. Nie to co ja, z moimi elektryzującymi się  włosami, bladą cerą i dołami pod oczyma. Nigdy nie byłam tą popularną, śliczną dziewczyną  nigdy nie będę, nie chcę.
- Wow, nie wiedziałam, że będzie tak dużo ludzi – moje przemyślenia przerwał zachwyt brunetki. Rzeczywiście, zdąrzyło się tutaj zebrać z tysiąc osób. Dziewczyna pociągnęła mnie przez środek tłumu, aż znalazłyśmy się pod samą sceną, gdzie odbywał się konkurs jedzenia hot dogów. Przez chwilę wpatrywałyśmy się w brudnych od sosów i surówek mężczyzn, ale szybko nas to obrzydziło i po prostu zniknęłykśmy stamtąd. Usiadłyśmy sobie na drewnianych schodkach od karuzeli dla dzieci i zaczęłyśmy podziwiać zachód słońca.
- Przepraszam, ty jesteś Veronica Belluci? – usłyszałam chłopięcy głos i odwróciłam się w stronę jego źródła. Przede mną stał kilkuletni chłopczyk trzymający czarną różę i pudełeczko średniej wielkości. Kiwnęłam głową na jego pytanie a on podał mi kwiat i pudełko.
- To dla mnie? – spytałam chwytając obydwie rzeczy, a chłopczyk przytaknął. – Od kogo?
- Jakiś pan mi to dał i pokazał na Ciebie, dostałem za to pięć dolarów! – wyjął z kieszeni bankot i ucieszony podskoczył.
- A jak wyglądał ten pan?
- No nie wiem, nie pamiętam. Miał czarną skórzaną kurtkę i ciemne okulary! – zachwycił się i pobiegł dalej zostawiając mnie z prezentami.
- Widzę, że ktoś ma wielbiciela! – Claire puknęła mnie w ramię i przygryzła wargę. Westchnęłam cicho i położyłam różę obok siebie, po czym spojrzałam na pudełeczko. Dokładnie obróciłam je w palcach i widząc denko się przeraziłam. Znajdował się tam taki sam znak, jak na kartce, którą znalazłam – trójkąt z okiem w środku. Nie chciałam nawet wiedzieć co jest w środku. Nerwowo rozglądałam się w poszukiwaniu mężczyzny opisanego przez chłopca, ale było za dużo ludzi. 
- No otwieraj! – ponagliła mnie Claire. Wzięłam głęboki wdech i delikatnie zdjęłam wieczko. W pudełku znajdowała się… fioletowa piłeczka. I to wszystko. Brunetka wyrwała mi pudełko z rąk i wyjęła piłkę, by odbić ją o schodek karuzeli. Była ona jednak plastikowa i zamiast podskakiwać, sturlała się na trawę. – Kto daje komuś fioletową piłkę, która nawet się nie odbija? To chore! – stwierdziła kręcąc głową i poprawiła swoje okulary, które zahaczały o kieszonkę na piersi.
Spojrzałam przed siebie próbując kogoś rozpoznać. W naszym kierunku zmierzał właśnie uwielbiany przeze mnie blondynek, pochłaniając właśnie ogromnego żelka.
- Kogo ja tu widzę? CJ, Nicky, siemka! – krzyknął, a ja zaczęłam mu machać.
- Hej Rough, mama wypuściła Cię o tak późnej porze? – zadrwiła Claire, gdy chłopak podszedł bliżej. Ten wysłał jej tylko gniewne spojrzenie i się zaśmiał.
- Wypuściła mnie, bo twój tatuś dzwonił bym sprowadził Cię na wieczorynkę – wytknął jej język i poczochrał włosy, za co dostał jakimś patykiem w głowę.
- Dobra, uspokujcie się. Rough siadaj – poklepałam miejsce obok mnie, a chłopak wykonał moją prośbę.
Nie pytajcie czemu mówimy na niego Rough. Właściwie to ja za bardzo nie pamiętam. Naprawdę ma na imię Todler, Todler Thwaithes i jest moim drugim najlepszym przyjacielem. Wiele dziewczyn się w nim zakochuje, ale czar pryska gdy zdają sobie sprawę jakim palantem jest. Serio. Todler nie ma za grosz szarmancji, wiecznie się z czegoś śmieje i mówi nieodpowiednie rzeczy. Mimo to jednak jest prze kochany jeśli chodzi o kwestię przyjaźni i… prześliczny. Żebyście tylko widzieli go bez koszulki, zakochałybyście się od razu! I uprzedzę wasze podejrzenia, nie, nie podoba mi się jako chłopak. To mój przyjaciel, do którego od czasu do czasu się ślinię. Czasami nawet dziwię się, że taki przystojny chłopak, z drużyny sportowej, ma czas dla mnie i Claire.
- Co wy na to, by zerwać się stąd i pooglądać jakiś film u mnie? Rodzice są na zjeździe lekarzy, a mój brat pewnie wróci nad ranem. Co wy na to? – odezwał się blondyn. Przytaknęłyśmy na jego pytanie doskonale wiedząc, że i tak nie będzie się tutaj działo nic fajnego. Chwyciłam za różę, po czym sięgnęłam po kulkę leżącą na trawie i schowałam ją w pudełko, a potem do plecaka.
Dom Todlera znajdował się tylko kilka ulic dalej, (uroki mieszkania w maaałym mieście) więc na miejsce dotarliśmy w dziesięć minut i już chwilę potem leżeliśmy rozwaleni na skórzanej kanapie.
- Jako iż jedyny jestem chłopakiem – wybieram. Niech ja się zastanowię… Transformers: Zemsta upadłych! – chłopak zaczął się szczerzyć jak głupi i za pomocą pilota wszedł w menu z filmami. Zaczęłam myśleć o wczorajszym zdarzeniu. O mężczyznach, o chłopaku, który poniekąd mnie uratował, o kartce i o dziwnym prezencie jaki dostałam. To wszystko mnie przerażało, wydawało się być tak.. nierealne? Zrobiło mi się strasznie gorąco, strasznie bolała mnie głowa. Wydawało mi się, że zaraz zemdleję.
- Muszę iść siku – oznajmiłam, ale przyjaciele nawet nie usłyszeli mojego głosu, bo byli zafascynowani filmem, a konkretniej napisami początkowymi. Super.
Skierowałam się wprost do długiego korytarza i skręciłam w ostatnie drzwi, by wejść do łazienki. Oparłam się rękoma o zlew i spojrzałam w swoje odbicie w lustrze. Byłam całkiem blada. Przemyłam dokładnie twarz zimną wodą i usiadłam na blacie. Wyjęłam z plecaka piłeczkę i zaczęłam obracać ją w rękach. Dopiero pod światłem zobaczyłam coś, co kompletnie mnie zamurowało. Daję słowo, że gdybym stała, na pewno runęłabym na chłodne kafelki. Na kulce znajdował się napis widoczny tylko pod światłem:
1,2,3… Play with me
Zamrugałam kilkakrotnie oczyma, czy aby na pewno nie mam zwidów odnośnie napisu. Ale on naprawdę był. Schowałam piłeczkę z powrotem do torebki i zeszłam z blatu, by powrócić do Todlera i Claire, którzy właśnie wyzywali Sama od idiotów. Nie wiem o co chodziło, ale nie miałam ochoty zagłębiać się w ten film. Usiadłam między nimi i po prostu siedziałam, totalnie wyłączona. Jakby wszystko działo się obok mnie. Słyszałam tylko swój nierównomierny oddech i to jak mlaskałam przy połykaniu śliny.
Nie zdałam sobie nawet sprawy jak czas szybko minął, a film się skończył i Claire wybrała Dirty Dancing. Ocknęłam się pod koniec filmu, tak mi się wydaje, że to był koniec.
- Ja już idę do domu. Jestem trochę zmęczona – powiedziałam wstając i nawet nie czekając na odpowiedź z ich strony, wyszłam z domu Rough. Było już po dwudziestej pierwszej i robiło się coraz ciemniej. Nim doszłam do skrzyżowania było już całkiem ciemno. Idąc słyszałam za sobą jakieś kroki, ale gdy tylko się odwracałam, nikogo nie było. Wydawało mi się, jakby ktoś mnie śledził.
Popadam w paranoję…

- Gdzieś ty się podziewała? Miałaś przyjść pomóc mi z matmą! – moja siostra naskoczyła na mnie gdy tylko przekroczyłam próg domu. Zlałam ją totalnie i skierowałam się prosto na schody, a potem do mojego pokoju. Zdjęłam plecak i powiesiłam go na klamce od drzwi, a następnie rzuciłam się na łóżko. Nie miałam siły myśleć o tym wszystkim, czułam się prześladowana, podglądana, jakbym była pionkiem w jakiejś grze, której zasad niestety nie znam. Nadal leżąc, ściągnęłam z siebie koszulę, koszulkę i spodnie, po czym będąc samej bieliźnie zaczęłam wpatrywać się w sufit. Telefon leżący obok mnie zaczął wibrować, a ja miałam wrażenie, że zaraz zejdę na zawał. Drżącą rękę podniosłam urządzenie i gdy tylko zobaczyłam CJ’ na wyświetlaczu, odetchnęłam z ulgą.
- Dotarłaś bezpiecznie? – usłyszałam głos przyjaciółki.
- Tak, a czemu miałoby być inaczej?
- Dobra, zresztą nieważne. Do zobaczenia jutro!
- Claire! Cholera, odpowiadaj mi na pytanie – zdenerwowałam się. Nigdy jakoś nie pytała się mnie o takie rzeczy, nawet jak wracałam do domu w środku nocy. To było naprawdę dziwne i podejrzane.
- No bo ten… - zacięła się, a ja zamiast jej głosu słyszałam dudnienie własnego serca.
- Czemu o to spytałaś? – powtórzyłam pytanie bardzie poddenerwowana.
- Gdy wyszłaś z domu Todlera poszłam do kuchni, a okno w niej jest idealnie wystawione do alei. Jak tylko przekroczyłaś bramkę i przeszłaś kilka kroków jakiś facet zaczął za tobą iść.
Upuściłam telefon.
Chwyciłam go ponownie i patrząc się przed siebie wzięłam głęboki oddech.
- Claire, błagam Cię, nie chodź sama nigdzie. Poproś by Rough odwiózł Cię do domu, ale nie wracaj sama, dobrze? – spytałam ją, chociaż był to bardziej rozkaz.W odpowiedzi tylko usłyszałam ciche mruknięcie. Rozłączyłam się szybko i rzucając telefon na łóżko wyszłam z pokoju.
- Kath! – krzyknęłam, ale nie doczekałam się odpowiedzi. Zeszłam na dół i zobaczyłam ją zawiązującą buty. – Nigdzie nie idziesz – powiedziałam stanowczo chwytając ją za ramię. – Zostajesz w domu.
- Miałam nocować u bliźniaczek!
- Nie obchodzi mnie to. Masz nie ruszać się z domu, rozumiesz? – spojrzałam na nią gniewnie i przekręciłam klucz w drzwiach, po czym wyjęłam klucz i zacisnęłam w dłoni. Nadal przecież nie miałam na sobie ubrań, więc nie mogłam go wsadzić do kieszeni. Pobiegłam szybko do salonu i to samo uczyniłam z drzwiami tarasowymi, oraz przejściem do garażu w kuchni. Weszłam z powrotem do swojego pokoju, a widok kompletnie mnie zamurował. Na biurku stał bukiet róż, a pomiędzy nie wetknięta karteczka. Kolejna karteczka. Ten sam znak trójkąta i oka oraz napis:
KEEP CALM, NICKY


No i mamy drugi rozdział! Pisało mi się go naprawdę przyjemnie, głównie przy piosence #thatPOWER i Euphoria w wykonaniu Jasmine Clarke. Wiem, że jeszcze nie ma za dużo (no bo w tym nie było nic xd) Justina, ale spokojnie, to się zmieni. Musicie być cierpliwi! A wy jak oceniacie rozdział? 

6 komentarzy :

  1. Najlepsze opowiadanie jakie czytałem właśnie się zaczyna,tutaj i teraz! Jak opowiedziałaś mi o Illuminati moje ciało krzyknęło " Ale bajer! " No i muszę ci powiedzieć ,że jest na prawdę świetnie. No nie ładnie tak podsłuchiwać no ale cóż chciała znaleźć swoją siostrę. Poza tym podoba mi się ta cała akcja z prowadzeniem Justina do tego opowiadania. Jesteś bardzo pomysłowa! ( jak zawsze <3 ) . Nie pozostaję mi nic jak tylko czekać na rozdział 2, który tak bardzo chcę już czytać. Uwielbiam cię,twoje pomysły,twoje opowiadanie. Czekam wytrwale <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Hm.
    Chevrolet Impala? Czyżbym się natknęła na fankę Supernatural?
    O ile dobrze zgadłam to powinnaś dodać że z '67. :)
    Co do samego opowiadania to muszę przyznać, że jest ładnie napisane, pomijając kilka błędów składniowych i za szybkiej akcji, a jeśli chodzi o ,,zwerbowanie'' twojej Postaci do Illuminatów to wygląda to na co nieco naciągane, mam na myśli, że to zdarzyło się zbyt szybko, takie organizacje nie postępują w tak pochopny sposób.
    Pozdrawiam.

    jeśli chcesz to 43862192 mój numer komunikatora g-g.

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetne opowiadanie! Nie masz pojęcia, jak się zdziwiłam trafiając na tematykę Illuminati. Naprawdę mi się podoba. A, i mam prośbę: moja przyjaciółka pisze opowiadanie i zależy jej na wejściach. Wpadniesz? http://www.servatis-a-periculum.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  4. Ty no kurde czuję się jakbym to już kiedyś czytała… Ciekawe, dlaczego? Mniejsza z tym.
    Ale się dziewczyna wkopała. Boże już się boje, co będzie dalej? A co jak ją zabiją? Boże, a może jej siostrze coś się stanie?
    Jej i jeszcze ta końcówka. No nie!
    Ej, ale serio mam wrażenie, że już to czytałam… Możesz mi powiedzieć, czemÓ?
    Nie no z tym snem o gumisiach i ketchupie mnie rozwaliłaś xd Hahhaa Ej, ale jeżeli chodzi o gumisie to ich nie lubię. Wolę smerfy. Zdecydowanie.
    CHCĘ NASTĘPNY!
    Ściskam, całuję i czekuje.
    (Mój słownik jest zajebisty! Prawda? Wiem, że tak. Nie musisz nic mówić. No, ale zobacz, jaki on jest świetny! Każdy wyraz się rymuje. Cud, miód i jud. Widzisz?! Jest super <3)
    Pozdrawiam Mucza Ciołku :*

    OdpowiedzUsuń
  5. Świetne! Po prostu wczułam się w bohaterkę i gdy rozdział się skończył byłam załamana;) Mam nadzieję, że kolejny pojawi się już niedługo, bo umieram z ciekawości.
    Uwielbiam Cibie i to, co piszesz.:p
    Pozdrawiam i czekam.

    OdpowiedzUsuń
  6. Jak ty to robisz czytając czuje się jakby to się działo teraz obok mnie.Nie wiem co powiedzieć jestem z ciebie dumna bejbuniu i patrząc po komentarzach nie tylko ja.!~~A-D <3

    OdpowiedzUsuń