Gdy tylko wróciłam do domu okazało się,
że moje ubrania powróciły do szafy. No może nie zupełnie, bo pojawiło się w
niej jeszcze parę innych, jak na przykład skórzane, obcisłe spodnie, biała
sukienka i zwiewna bluzka na ramiączka, z kołnierzykiem. Karteczki jednak nie było, co bardzo mnie
ucieszyło, bo to mnie przeraża. Nie wiem nawet jak Ci ONI dostają się do mojego
pokoju, skoro mam zamknięte okna i drzwi. Chyba nie mogę przed tym uciec. Nie
miałam głowy do obiadu, więc zamówiłam chińskie żarcie, po czym wzięłam się za
lekcje. Jutro miałam mieć test z biologii, a przez weekend nie mogłam się
skupić. Kość księżycowa i trzęszczki kompletnie mnie nie interesowały i wszystko to co
czytałam, zaraz ulatywało mi z głowy.
Postanowiłam trochę odpocząć i otworzyłam
laptopa, by zajrzeć na facebook i twitter. Wszędzie tylko o domówce u Jadena w
ten piątek. Na pasku pojawiła mi się wiadomość od Claire, więc ją odczytałam:
‘Jak smakowało jedzenie popularsów?’
Było mi strasznie głupio, brunetka
musiała się okropnie czuć, gdy zamiast z nią, siedziałam na podeście.
‘Jesteś zła, prawda?’
‘Nie. Nie jesteś moją własnością. Już
zawsze będziesz tam siedzieć?’
‘Niee! To nie mój świat’
Pisałyśmy jeszcze trochę, a potem Claire
musiała iść popilnować synka sąsiadów, za co dostawała trochę grosza. Ja
natomiast weszłam an youtube i włączyłam sobie pierwszy lepszy teledysk.
Zerknęłam do książki, by przeczytać chociaż jeden wers, a mój telefon
zabrzęczał. Od kiedy nękają mnie wiadomości od tych z oka w trójkącie zwykłe
brzęczenie komórki doprowadza mnie do szału. Nie sądzę by pisał do mnie Todler,
ani Claire. Gdy tylko spojrzałam na wyświetlacz, okazało się, że to słaba
bateria. Nie chciało mi się uczyć, uznałam więc, że zadzwonię do mamy i pogadam
trochę. Może to odciągnie mnie od wszelakich myśli. Przejeżdżając na liście
kontaktów zatrzymałam się przy jednej nazwie, Illuminati. Nie miałam takiego
kontaktu. Wpisałam w google tą nazwę i pierwsze co to wyskoczył mi obrazek. Oko
w trójkącie, dokładniej piramidzie. Pod spodem pisało coś o zakonie illuminatich,
chcących panować nad wszystkim, ale za bardzo się przeraziłam by czytać dalej.
Po prostu wyłączyłam kartę i z powrotem spojrzałam w kontakt zapisany pod tą
nazwą. Zdziwiło mnie tylko jedno. Numer. Spisałam go sobie na kartce.
60708175#1353P7*18
Nie ma takiego numeru. Zaczęłam się
wpatrywać w te cyfry i jedną literę ale nic nie przychodziło mi do głowy. Wiem,
że 4 używa się jako ‘for’ a 2 jako ‘to’ ale tutaj nie o to chodziło.
Wyszłam na chwilę z pokoju by zobaczyć co robi moja
siostra. Słuchała muzyki na łóżku. Usiadłam obok niej i wyjęłam jedną
słuchawkę.
- Kath, miałaś ostatnio
wrażenie, że ktoś Cię śledzi? – spytałam jak gdyby nigdy nic, a ta zdenerwowana
faktem iż zabrałam jej słuchawkę posłała mi zabójcze spojrzenie.
- Nie, mam w dupie czy ktoś
mnie śledzi czy nie. Ogarnij się – warknęła stopując ipoda. – Masz jakąś
sprawę, czy będziesz tak siedzieć?
- Właściwie to chciałam
zapytać… masz na Twitterze nazwę ‘<3 4riana’. Nie znaczy to przecież for,
więc co?
- Myślałam, że jesteś
mądrzejsza – dziewczyna pokręciła głową i sięgnęła po kartkę, na której zaczęła
coś pisać. – Litery zastępuje się cyframi – powiedziała podając mi kartkę, a ja
popatrzyłam na to co na niej nabazgrała:
1 – I , 2 – Z,
3 – E, 4 – A, 5 – S, 6 – G, 7 – T, 8 – B, 9 – R, 0 – O
Kiwnęłam głową i wpatrując się w kartkę weszłam do
pokoju. Może więc to zaszyfrowana wiadomość? Wyjęłam notes, a następnie
przepisałam numer z telefonu po rozszyfrowaniu kodu:
GO TO BITS 13 SEPT, 18.
Bits to opuszczona pływalnia na obrzeżach miasta. Oni chcieli, bym udała
się tam trzynastego września o osiemnastej? Jeśli dobrze to rozszyfrowałam. Ale
czemu? Czemu mam się tam zjawić jutro? W co oni do cholery ze mną grają?
Łzy zaczęły napływać mi do oczu. Czułam się strasznie,
jakby wszyscy wszystko wiedzieli, z wyjątkiem mnie. Jakby ktoś bawił się moim
życiem, powodując u mnie skurcze brzucha, drgawki i bezsenność. Podeszłam do
okna i otwierając nie wyjrzałam na parapet na zewnątrz. Właśnie tam leżała mała
żyletka. Kiedyś cięła się nią moja siostra, gdy mama nas zostawiła. Zabrałam ją
jej kiedyś i powiedziałam, że jeśli ją znajdzie, pozwolę się jej okaleczać, ale
nigdy jej nie znalazła. Wzięłam żyletkę do ręki i zaczęłam obracać nią w
palcach. Jak można się ranić? Przecież to chore. Niestety czułam się tak źle,
że nie wiele myśląc przejechałam ostrzem po skórze, a w następnej chwili z
cienkiej ranki zaczęła sączyć się krew. Chciało mi się wymiotować, zrobiło mi
się słabo na sam widok. Zrobiłam jeszcze jedno nacięcie, nieco mocniejsze, ale
zamiast myśleć o bólu, w mojej głowie kłębił się trójkąt z okiem, głos
mężczyzny, Justin i kartki.
- Chcesz popełnić
samobójstwo? – usłyszałam głos za sobą i momentalnie upuściłam żyletkę na
podłogę. W oknie siedział Justin, patrząc na mnie badawczo. Był widocznie zafascynowany
tym co robię. Zeskoczył z parapetu i podszedł do mnie łapiąc mnie za rękę. –
Źle to robisz. Tnij wzdłuż, nie będą mogli tego zszyć. Zamknij drzwi by Ci nie
przeszkodzili – przejechał kciukiem po krwi i zaczął ja oglądać.
- Co ty tu.. co ty tu robisz?
– spytałam zdruzgotana. On był dziwny. Przerażało mnie to, jak się zachowywał.
- Chciałem zobaczyć, czy
rozszyfrowałaś wiadomość mojego ojca. Przyjdziesz? – jego oczy zabłysły.
- A mam inne wyjście?
- Myślałem, że chcesz
podciąć sobie żyły – wzruszył ramionami i usiadł na moim łóżku.
- Nie chcę się zabijać! –
zaprotestowałam. Właściwie nie wiem po co dotykałam tego cholerstwa… - Wyjdź z
mojego domu.
- Jesteś pewna, że chcesz
zostać sama? Może oni znowu przyjdą, gdy będziesz spać, albo się kąpać? Może
zostaną na dłużej? – naprawdę przerażało mnie to co mówił. Tak jakby tylko na
to czekał. Ale rzeczywiście nie chciałam by oni znowu zostawili mi jakąś
wiadomość.
- Nie znam Cię – przecież
wiedziałam o nim tyle co nic. Ma na imię Justin, tylko tyle. Nie chciałam
wiedzieć niczego więcej.
- Też Cię nie znam –
wzruszył ramionami. – Przemyj rękę,
jeśli nie chcesz sobie niczego pobrudzić.
Drżącym krokiem wyszłam z pokoju wprost do łazienki.
Uznałam, że jeśli pozbędę się krwi z ręki, to on zniknie. Może ja to sobie
tylko wyobraziłam? Może tak naprawdę jego nie ma? Czy popadam w paranoję?
Wchodząc do pokoju przymknęłam oczy, ale on nadal
leżał na moim łóżku. Czułam się spięta.
- Wyjdź, mój tato jest w
domu. W każdej chwili mogę go zawołać – powiedziałam zdenerwowana. On tylko
wpatrywał się we mnie nic nie robiąc sobie z moich słów.
- Jesteś pewna, że
przyjdzie? – spytał trafiając w mój czuły punkt. Nawet gdybym płakała i
krzyczała, uznałby, że się bawię. Cały czas tylko pracuje.
- Wyjdź, zadwonię na
policję.
- Jesteś pewna, że tego
chcesz? Bym dał Ci spokój? Byś była sama z tym wszystkim? Nie chcesz wiedzieć
czego chce mój ojciec? – obrzucił mnie pytaniami. Brzmiał tak lekko, jakby było
to coś normalnego, że przebywa w domu kogoś obcego. Jakby robił to często.
Nie odezwałam się, a chłopak wstał z mojego łóżka i
skierował się do okna.
- Powodzenia, Nicky –
rzucił siadając na parapecie i nim się obejrzałam, zniknął z mojego pokoju. Zostałam
sama, z tysiącem myśli w głowie, miałam wrażenie, że robi się jeszcze gorzej.
Chcę moje beztroskie życie
z powrotem. Bez tego całego gówna.
-
Był tutaj ktoś? – do pokoju weszła moja siostra, patrząc na mnie badawczo.
-
Nie, czemu pytasz?
-
Słyszałam jak z kimś rozmawiasz. Nie ważne, mama dzwoni, chce z tobą
porozmawiać – podała mi telefon, a ja przyłożyłam go sobie do ucha dając jej
znać, że chcę porozmawiać w spokoju.
-
Halo? – spytałam niepewnie, siadając na łóżku. Dawno z nią nie rozmawiałam. Od
sierpnia.
-
Cześć Nicol, co tam u Ciebie? – spytała wesoło.
Nigdy nie mówiła na mnie Veronica, zawsze byłam dla niej Nicolą. Miałam się tak
nazywać, ale tata był zbyt pijany, by wpisać właściwe imię w akcie urodzenia i
tak zostało.
-
W porządku, właściwie nic nowego – westchnęłam. – Dużo nauki, wiesz jak to jest.
-
Tak tak, a masz kogoś? – to pytanie zadawała mi zawsze. Zdawało mi się, że
tylko czeka na ten moment, aż powiem jej, że spotykam się z jakimś chłopakiem.
-
Nie, mamo. Nie mam czasu na takie rzeczy.
-
Ale masz już osiemnaście lat. Naprawdę nikt Ci się nie podoba? – ciągnęła
dalej. Czy nie może znieść myśli, że nikt na mnie nie leci? Kiedyś co prawda
miałam chłopaka, ale było to dwa lata temu i nic poważnego. Nie jestem
stworzona do związków. Moja mama jednak myśli tylko o tym czy sobie kogoś
znajdę. Jakby bała się, że zostanę starą panną.
-
Nie, lepiej mów co u Ciebie – chciałam zmienić temat. Nie uśmiechało mi się to
wszystko.
-
A właśnie jestem z Muriel w Meksyku. Przyślę wam pocztówkę! Świetna pogoda – zaczęła
opowiadać mi o swoich wakacjach. Całą godzinę musiałam słuchać o jej
poczynaniach, o tym jaką wspaniałą dziewczyną jest Muriel i że muszę kiedyś ich
odwiedzić. Ja tylko przytakiwałam na wszystko, próbując nauczyć się cholernej
biologii. Nie szło mi to jednak za dobrze.
-
Dobra kochanie, ja muszę już iść. Ucałuj tatę, opiekuj się Kathy i obiecaj mi,
że przyłożysz się do nauki – nawet nie czekała na moją odpowiedź tylko uraczyła
mnie dźwiękiem przerywanego połączenia.
Czasami zastanawiam się…
czy mogę skomplikować swoje życie jeszcze bardziej i wiecie co? Mogę.
No co? To normalne, że dodaję tyle rozdziałów na raz xd Wszystko dla mojej kochanej ekipy z Nigerii.
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz