czwartek, 30 maja 2013

Level 4


Tumblr_lsb8srz3cn1qla0bso1_500_large

Gdy tylko wróciłam do domu okazało się, że moje ubrania powróciły do szafy. No może nie zupełnie, bo pojawiło się w niej jeszcze parę innych, jak na przykład skórzane, obcisłe spodnie, biała sukienka i zwiewna bluzka na ramiączka, z kołnierzykiem.  Karteczki jednak nie było, co bardzo mnie ucieszyło, bo to mnie przeraża. Nie wiem nawet jak Ci ONI dostają się do mojego pokoju, skoro mam zamknięte okna i drzwi. Chyba nie mogę przed tym uciec. Nie miałam głowy do obiadu, więc zamówiłam chińskie żarcie, po czym wzięłam się za lekcje. Jutro miałam mieć test z biologii, a przez weekend nie mogłam się skupić.  Kość księżycowa i trzęszczki kompletnie mnie nie interesowały i wszystko to co czytałam, zaraz ulatywało mi z głowy.
Postanowiłam trochę odpocząć i otworzyłam laptopa, by zajrzeć na facebook i twitter. Wszędzie tylko o domówce u Jadena w ten piątek. Na pasku pojawiła mi się wiadomość od Claire, więc ją odczytałam:
‘Jak smakowało jedzenie popularsów?’
Było mi strasznie głupio, brunetka musiała się okropnie czuć, gdy zamiast z nią, siedziałam na podeście.
‘Jesteś zła, prawda?’
‘Nie. Nie jesteś moją własnością. Już zawsze będziesz tam siedzieć?’
‘Niee! To nie mój świat’
Pisałyśmy jeszcze trochę, a potem Claire musiała iść popilnować synka sąsiadów, za co dostawała trochę grosza. Ja natomiast weszłam an youtube i włączyłam sobie pierwszy lepszy teledysk. Zerknęłam do książki, by przeczytać chociaż jeden wers, a mój telefon zabrzęczał. Od kiedy nękają mnie wiadomości od tych z oka w trójkącie zwykłe brzęczenie komórki doprowadza mnie do szału. Nie sądzę by pisał do mnie Todler, ani Claire. Gdy tylko spojrzałam na wyświetlacz, okazało się, że to słaba bateria. Nie chciało mi się uczyć, uznałam więc, że zadzwonię do mamy i pogadam trochę. Może to odciągnie mnie od wszelakich myśli. Przejeżdżając na liście kontaktów zatrzymałam się przy jednej nazwie, Illuminati. Nie miałam takiego kontaktu. Wpisałam w google tą nazwę i pierwsze co to wyskoczył mi obrazek. Oko w trójkącie, dokładniej piramidzie. Pod spodem pisało coś o zakonie illuminatich, chcących panować nad wszystkim, ale za bardzo się przeraziłam by czytać dalej. Po prostu wyłączyłam kartę i z powrotem spojrzałam w kontakt zapisany pod tą nazwą. Zdziwiło mnie tylko jedno. Numer. Spisałam go sobie na kartce.
60708175#1353P7*18
Nie ma takiego numeru. Zaczęłam się wpatrywać w te cyfry i jedną literę ale nic nie przychodziło mi do głowy. Wiem, że 4 używa się jako ‘for’ a 2 jako ‘to’ ale tutaj nie o to chodziło.
Wyszłam na chwilę z pokoju by zobaczyć co robi moja siostra. Słuchała muzyki na łóżku. Usiadłam obok niej i wyjęłam jedną słuchawkę.
- Kath, miałaś ostatnio wrażenie, że ktoś Cię śledzi? – spytałam jak gdyby nigdy nic, a ta zdenerwowana faktem iż zabrałam jej słuchawkę posłała mi zabójcze spojrzenie.
- Nie, mam w dupie czy ktoś mnie śledzi czy nie. Ogarnij się – warknęła stopując ipoda. – Masz jakąś sprawę, czy będziesz tak siedzieć?
- Właściwie to chciałam zapytać… masz na Twitterze nazwę ‘<3 4riana’. Nie znaczy to przecież for, więc co?
- Myślałam, że jesteś mądrzejsza – dziewczyna pokręciła głową i sięgnęła po kartkę, na której zaczęła coś pisać. – Litery zastępuje się cyframi – powiedziała podając mi kartkę, a ja popatrzyłam na to co na niej nabazgrała:
1 – I , 2 – Z, 3 – E, 4 – A, 5 – S, 6 – G, 7 – T, 8 – B, 9 – R, 0 – O
Kiwnęłam głową i wpatrując się w kartkę weszłam do pokoju. Może więc to zaszyfrowana wiadomość? Wyjęłam notes, a następnie przepisałam numer z telefonu po rozszyfrowaniu kodu:
GO TO BITS  13 SEPT, 18.
Bits to opuszczona pływalnia na obrzeżach miasta. Oni chcieli, bym udała się tam trzynastego września o osiemnastej? Jeśli dobrze to rozszyfrowałam. Ale czemu? Czemu mam się tam zjawić jutro? W co oni do cholery ze mną grają?
Łzy zaczęły napływać mi do oczu. Czułam się strasznie, jakby wszyscy wszystko wiedzieli, z wyjątkiem mnie. Jakby ktoś bawił się moim życiem, powodując u mnie skurcze brzucha, drgawki i bezsenność. Podeszłam do okna i otwierając nie wyjrzałam na parapet na zewnątrz. Właśnie tam leżała mała żyletka. Kiedyś cięła się nią moja siostra, gdy mama nas zostawiła. Zabrałam ją jej kiedyś i powiedziałam, że jeśli ją znajdzie, pozwolę się jej okaleczać, ale nigdy jej nie znalazła. Wzięłam żyletkę do ręki i zaczęłam obracać nią w palcach. Jak można się ranić? Przecież to chore. Niestety czułam się tak źle, że nie wiele myśląc przejechałam ostrzem po skórze, a w następnej chwili z cienkiej ranki zaczęła sączyć się krew. Chciało mi się wymiotować, zrobiło mi się słabo na sam widok. Zrobiłam jeszcze jedno nacięcie, nieco mocniejsze, ale zamiast myśleć o bólu, w mojej głowie kłębił się trójkąt z okiem, głos mężczyzny, Justin i kartki.
- Chcesz popełnić samobójstwo? – usłyszałam głos za sobą i momentalnie upuściłam żyletkę na podłogę. W oknie siedział Justin, patrząc na mnie badawczo. Był widocznie zafascynowany tym co robię. Zeskoczył z parapetu i podszedł do mnie łapiąc mnie za rękę. – Źle to robisz. Tnij wzdłuż, nie będą mogli tego zszyć. Zamknij drzwi by Ci nie przeszkodzili – przejechał kciukiem po krwi i zaczął ja oglądać.
- Co ty tu.. co ty tu robisz? – spytałam zdruzgotana. On był dziwny. Przerażało mnie to, jak się zachowywał.
- Chciałem zobaczyć, czy rozszyfrowałaś wiadomość mojego ojca. Przyjdziesz? – jego oczy zabłysły.
- A mam inne wyjście?
- Myślałem, że chcesz podciąć sobie żyły – wzruszył ramionami i usiadł na moim łóżku.
- Nie chcę się zabijać! – zaprotestowałam. Właściwie nie wiem po co dotykałam tego cholerstwa… - Wyjdź z mojego domu.
- Jesteś pewna, że chcesz zostać sama? Może oni znowu przyjdą, gdy będziesz spać, albo się kąpać? Może zostaną na dłużej? – naprawdę przerażało mnie to co mówił. Tak jakby tylko na to czekał. Ale rzeczywiście nie chciałam by oni znowu zostawili mi jakąś wiadomość.
- Nie znam Cię – przecież wiedziałam o nim tyle co nic. Ma na imię Justin, tylko tyle. Nie chciałam wiedzieć niczego więcej.
- Też Cię nie znam – wzruszył ramionami.  – Przemyj rękę, jeśli nie chcesz sobie niczego pobrudzić.
Drżącym krokiem wyszłam z pokoju wprost do łazienki. Uznałam, że jeśli pozbędę się krwi z ręki, to on zniknie. Może ja to sobie tylko wyobraziłam? Może tak naprawdę jego nie ma? Czy popadam w paranoję?
Wchodząc do pokoju przymknęłam oczy, ale on nadal leżał na moim łóżku. Czułam się spięta.
- Wyjdź, mój tato jest w domu. W każdej chwili mogę go zawołać – powiedziałam zdenerwowana. On tylko wpatrywał się we mnie nic nie robiąc sobie z moich słów.
- Jesteś pewna, że przyjdzie? – spytał trafiając w mój czuły punkt. Nawet gdybym płakała i krzyczała, uznałby, że się bawię. Cały czas tylko pracuje.
- Wyjdź, zadwonię na policję.
- Jesteś pewna, że tego chcesz? Bym dał Ci spokój? Byś była sama z tym wszystkim? Nie chcesz wiedzieć czego chce mój ojciec? – obrzucił mnie pytaniami. Brzmiał tak lekko, jakby było to coś normalnego, że przebywa w domu kogoś obcego. Jakby robił to często.
Nie odezwałam się, a chłopak wstał z mojego łóżka i skierował się do okna.
- Powodzenia, Nicky – rzucił siadając na parapecie i nim się obejrzałam, zniknął z mojego pokoju. Zostałam sama, z tysiącem myśli w głowie, miałam wrażenie, że robi się jeszcze gorzej.
Chcę moje beztroskie życie z powrotem. Bez tego całego gówna.
                - Był tutaj ktoś? – do pokoju weszła moja siostra, patrząc na mnie badawczo.
                - Nie, czemu pytasz?
                - Słyszałam jak z kimś rozmawiasz. Nie ważne, mama dzwoni, chce z tobą porozmawiać – podała mi telefon, a ja przyłożyłam go sobie do ucha dając jej znać, że chcę porozmawiać w spokoju.
                - Halo? – spytałam niepewnie, siadając na łóżku. Dawno z nią nie rozmawiałam. Od sierpnia.
                - Cześć  Nicol, co tam u Ciebie? – spytała wesoło. Nigdy nie mówiła na mnie Veronica, zawsze byłam dla niej Nicolą. Miałam się tak nazywać, ale tata był zbyt pijany, by wpisać właściwe imię w akcie urodzenia i tak zostało.
                - W porządku, właściwie nic nowego – westchnęłam. – Dużo nauki, wiesz jak to jest.
                - Tak tak, a masz kogoś? – to pytanie zadawała mi zawsze. Zdawało mi się, że tylko czeka na ten moment, aż powiem jej, że spotykam się z jakimś chłopakiem.
                - Nie, mamo. Nie mam czasu na takie rzeczy.
                - Ale masz już osiemnaście lat. Naprawdę nikt Ci się nie podoba? – ciągnęła dalej. Czy nie może znieść myśli, że nikt na mnie nie leci? Kiedyś co prawda miałam chłopaka, ale było to dwa lata temu i nic poważnego. Nie jestem stworzona do związków. Moja mama jednak myśli tylko o tym czy sobie kogoś znajdę. Jakby bała się, że zostanę starą panną.
                - Nie, lepiej mów co u Ciebie – chciałam zmienić temat. Nie uśmiechało mi się to wszystko.
                - A właśnie jestem z Muriel w Meksyku. Przyślę wam pocztówkę! Świetna pogoda – zaczęła opowiadać mi o swoich wakacjach. Całą godzinę musiałam słuchać o jej poczynaniach, o tym jaką wspaniałą dziewczyną jest Muriel i że muszę kiedyś ich odwiedzić. Ja tylko przytakiwałam na wszystko, próbując nauczyć się cholernej biologii. Nie szło mi to jednak za dobrze.
                - Dobra kochanie, ja muszę już iść. Ucałuj tatę, opiekuj się Kathy i obiecaj mi, że przyłożysz się do nauki – nawet nie czekała na moją odpowiedź tylko uraczyła mnie dźwiękiem przerywanego połączenia.
Czasami zastanawiam się… czy mogę skomplikować swoje życie jeszcze bardziej i wiecie co? Mogę.

No co? To normalne, że dodaję tyle rozdziałów na raz xd Wszystko dla mojej kochanej ekipy z Nigerii.




Brak komentarzy :

Prześlij komentarz