czwartek, 30 maja 2013

Level 7

Tumblr_mi6f97x0ma1qmqaono1_400_large


Zaraz po naszej dość nietypowej rozmowie żadne z nas nie potrafiło się odezwać. Po prostu siedzieliśmy i milczeliśmy. Wraz z nadejściem godziny 13:00, Justin odwiózł mnie do domu. Od tamtej pory go nie widziałam, tak samo w czwartek... i dzisiaj. Z jednej strony się cieszyłam, bo nikt nie zakłócał pracy mojego serca i naprawdę było mi lżej. W dodatku przez ten cały czas nie dostałam żadnej wiadomości od ojca Justina i nie miałam wrażenia, że ktoś mnie śledził. Czułam się zupełnie tak samo, jak przed tymi wszystkimi wydarzeniami. Po prostu jak zwykle kłóciłam się z Kath, a potem razem z Rough i CJ, podbijałam szkołę. Znaczy się Todler jak zwykle trenował, a Claire uczyła matmy młodsze roczniki, podczas gdy ja wdrążałam się w życie popularsów. Niekoniecznie z własnej woli. Mimo tych wszystkich plusów, spokoju i dobrego humoru, głupio było mi przyznać przed samą sobą, ale było mi dość pusto bez krępującej obecności Justina.
Dzisiaj jest piątek, dzień, w którym Duce robi imprezę. Zamierzam się na nią wybrać za jakąś godzinę, by mieć dobre wejście, a ja dalej nie wiem co założyć. Westchnęłam patrząc w lustro i rzuciłam się na łóżko. Nigdy nie byłam na żadnej domówce, a tamta noc w klubie była jedną jedyną. Nie mam zwyczajnie nic co by się nadawało. Telefon w kieszeni moich jeansów zaczął wibrować, a na wyświetlaczu zobaczyłam napis 'CJ'
- Halo? - mruknęłam przeciągając się na łóżku.
- Ubrana?
- Nie, nie mam nic. Przyjdę chyba w zwykłych jeansach i topie, albo od razu nago, co będę wydziwiać.
- Nie wygłupiaj się. Przyjdź do mnie i coś wymyślimy.
Niechętnie, ale się zgodziłam i już piętnaście minut potem siedziałam w jej pokoju.
- Hmm... masz za idealne ciało do czegokolwiek - zaśmiała się, lustrując mnie wzrokiem i wytknęła mi język. Rzeczywiście, nie miałam zastrzeżeń do swoich długich, szczupłych i zgrabnych nóg, płaskiego brzucha, jędrnych pośladków, kształtnych piersi i smukłych ramion. Do ciała nie miałam żadnych zastrzeżeń.
- Niestety Bóg dał mi ciało, a zabrał urodę - wzruszyłam ramionami, wpychając w siebie krówkę, a za moją odpowiedź dostałam poduszką w głowę.
- Zaraz coś wymyślimy, aż Jadenowi opadnie szczena.
Najdziwniejsze w tym wszystkim, było to, że teraz kompletnie zapomniałam o Jadenie. Właściwie nie myślałam teraz o żadnym chłopaku, jakby każdy przestał mnie interesować. Za sprawą Claire, byłam gotowa za piętnaście dwudziesta. Stojąc przed ogromnym lustrem za drzwiami, uznałam, że wyglądam prawie super.  Na nogach miałam czarne półbuciki przed kostkę, ubrana w granatową obcisłą sukienkę (rozumiecie to? Ja?!) z odkrytymi plecami, ale za to małym dekoltem, a właściwie jego brakiem, z pomadką na ustach, smoky eyes i lokami wyglądałam naprawdę dobrze. Może nie tak jak Claire, w swoich czarnych skórzanych spodniach, botkach na obcasie i białą siatkowaną bluzką, przez którą prześwitywał czerwony stanik, ale wyglądałam dobrze.Zaraz, ale gdzie podziała się brunetka z brudnymi trampkami i za dużym topem?
- No ile mam czekać? - wydarł się Todler, opierając się o maskę mojego auta. Claire pośpiesznie zamknęła drzwi i podeszłyśmy do chłopaka. Ależ się odstawił. Właściwie to założył po prostu czarne rurki z niskim krokiem, z których jak zwykle muszą wystawać bokserki, rozpiętą koszulę, by chwalić się wszystkim opaloną szósteczką, a włosy postawił nieco na żel. Wyglądał jak zwykle, ale pierwszy raz normalnie przy nim oddychałam. Czy nawet Todler mnie teraz nie pociąga?!
Uznaliśmy, że przejdziemy się pieszo, bo od domu CJ do Duce'a jest co najwyżej dziesięć minut. No, w naszym tempie dwadzieścia.
Gdy tylko znaleźliśmy się na właściwej alei, słychać było dudniącą muzykę, ludzie bawili się i przed domem, i z tyłu przy basenie i w środku. Połowy z nich nie znałam. Co ja gadam, nie znałam większości. Co chwila ktoś się o mnie obcierał, wszędzie tylko polewali piwo i wódkę. Przyjazd policji to kwestia czasu.
- Todler, WÓDKAAA! - darli się jacyś chłopcy, a chwilę potem mój przyjaciel odłączył się od nas. Nie żebym go winiła. Przecież to chłopak, powinien spędzać czas nie tylko z dwoma dziewczynami, ale i kolegami. Gdy odłączyła się ode mnie Claire, zostałam skazana na siedzenie na kanapie, przy połykającej się parze, z puszką w dłoni. Było mi strasznie niekomfortowo, ja nie umiem zachowywać się normalnie na tego typu imprezach. Pić, tańczyć, flirtować?
Na kanapie zrobiło się jeszcze ciaśniej, gdy ktoś przeskoczył przez moje ramie i usiadł po mojej lewej, napierając na mnie swoim ciałem.
- Jak się bawisz, Nicks? Powinnaś sie trochę rozerwać - Jaden ukazał swoje śnieżnobiałe zęby i położył rękę na moim kolanie. Był w samych kąpielówkach, a pojedyncze krople wody wrzały na jego umięśnionym torsie.Zazwyczaj szkolnym ideałem jest taki blondyn, najlepiej opalony, no i standardowo członek szkolnej drużyny futbolowej  (czyt. taki ktoś jak Todler). Jak jest u nas? Każda dziewczyna, no, prawie każda, ślini się na widok pływaka o mlecznej karnacji, brązowych włosach i z piegami, siedzącego obok mnie. A wiecie co jest najdziwniejsze? Że wcale nie mam ochoty zemdleć, jak zazwyczaj gdy jestem w pobliżu Duce'a.
- Nicks, słyszysz mnie?
- Tak tak, właśnie miałam ruszyć na parkiet - kiwnęłam głową i wstałam, tym samym wyswobadzając się z niewygodnej pozycji na kanapie. Wcale nie miałam zamiaru tańczyć, bo zwyczajnie nie umiem, chciałam tylko znaleźć Claire, albo chociażby Rough, aby wreszcie czuć się dobrze, w towarzystwie przyjaciół. Niestety jak na złość nie mogłam znaleźć żadnego z nich. Aż wreszcie ktoś znalazł mnie. Ktoś, kogo wcale nie szukałam.
- Veronica, ile to już minęło? Dwa lata? Coś koło tego.
- Vinnie - powiedziałam spokojnie, bacznie obserwując rysy chłopaka. Przede mną stał człowiek, który był moim utrapieniem i zobaczenie go, było ostatnim o czym marzę. - Co się stało, że jesteś z powrotem w Secaucus? Myślałam, że już tutaj raczej nie wrócisz - wcale nie ukrywałam, że nie podoba mi się jego obecność.
- Myślałem, że ucieszysz się na mój widok, kochanie.
Vinnie Morgan. Mój były chłopak, który dwa lata temu wyjechał do Norwegii. Jak mówiłam Justinowi, nie było to nic poważnego, zwykły krótki związek, jeśli tak to mogę nazwać. Gdy z nim byłam, miałam przecież tylko 16 lat. Nienawidziłam go tak bardzo, że gdybym miała taką możliwość, zabiłabym go. A co mi takiego zrobił? 'Będąc ze mną' posuwał cheerleaderkę. Ale przestańmy już mówić o tym dupku.
- Albo wiesz co? Witaj z powrotem, Vinnie - uśmiechnęłam się sztucznie, wręcz rozkazując mięśniom mojej twarzy do tego gestu.
- Cieszę się z twojej zmiany nastroju.

~*~

Byłam już dość zmęczona, w końcu było już dobrze po północy. Claire musiała się zwinąć jakąś godzinę temu, bo rano jechała do dziadków, a Todler kompletnie wkręcił się w picie z kolegami. Nie chce mi się nawet myśleć, jakiego kaca będzie miał przez całą sobotę. 
Siedziałam z tyłu domu Jadena, na oparciu werandy. Nikogo już tutaj nie było, bo gdy tylko zrobiło się chłodno, wszyscy przenieśli się do środka. Musiałam się przewietrzyć, by w spokoju móc dalej grać w siedem minut w niebie, butelkę i inne głupie zabawy, które towarzyszą wszystkim imprezom.
- Znowu sama? - usłyszałam ten cholerny głos Vinniego, za swoimi plecami. Chwilę potem objął mnie w talii i pociągnął do siebie, w taki sposób, że moje nogi spoczywały na płotku werandy, a pupą wisiałam w powietrzu, utrzymując się za pomocą jego silnych rąk. 
- Puść mnie - syknęłam próbując się wyrwać. Wolałam już opaść na podłogę, niż tkwić w jego łapskach. 
- Och przestań, wiesz dobrze, że sypiałem z Savannah tylko dlatego, że nie chciałaś mi dać - mruknął wprost do mojego ucha. Vinnie to zdecydowanie najbardziej obleśny typ na tej ziemii. Jego ręka powędrowała na moje udo i zaczęła przesuwać się w górę, napierając mocno na moją skórę.
- Zostaw mnie! - krzyczałam wijąc się, ale trzymał mnie zbyt mocno. W ciągu tych dwóch lat stał się potężniejszy. - Vinnie! - jego dotyk był okropny. Czułam się strasznie. Chciałam krzyknąć jeszcze raz, ale zakrył mi buzię dłonią i ściągnął całkowicie z płotu. Chwilę potem wylądowałam na deskach, jego kolano spoczywało między moimi udami, a jedną ręką trzymał moje nadgarstki nad głową. Nie mogłam nawet nikogo wezwać. Czułam jego wilgotne usta na mojej szyi, na policzku, na dekolcie. Łzy zaczęły spływać po moich policzkach, a ja nie potrafiłam go nawet powstrzymać. Jego palce wbijały się w moje ręce jeszcze mocniej, a kolano napierało na moje krocze. Poczułam jak ściąga łapę z moich ust i przenosi ją na moje udo.
- Zostaw mnie, Pomocy! - krzyczałam wijąc się na miarę swoich możliwości. - Pomocy!
- Muzyka jest za głośna, by ktokolwiek mógł Cię usłyszeć, zamknij się więc - syknął przez zęby i zbliżył się do mojej twarzy. - Nie sprzeciwiaj się, każda mówi, że tego nie chce, ale gdy je posuwam, krzyczy z rozkoszy - powiedział usatysfakcjonowany, ściskając moje udo. Poczułam jak jego palce docierając do moich majtek. Łzy ciekły mi po twarzy, zmazując cały makijaż. Chłopak chciał mnie pocałować, ale zebrałam ślinę i naplułam mu prosto w twarz.
- Zostaw mnie, sukinsynie.
Za moje słowa dostałam w twarz, aż oblała się ona krwistą czerwienią. To było okropne. On nadal nie przestawał, tylko macał mnie i całował. Chciałam już po prostu zamknąć oczy i przestać walczyć z kimś z kim nigdy nie wygram, ale wtedy zauważyłam kogoś za sobą. W innej sytuacji modliłabym się, gdyby Justin się zawrócił i dał mi spokój, a teraz czułam ulgę widząc go. Nikt nie słyszał moich krzyków, nikt. 
Przeniosłam wzrok na jego twarz. Nie gościły na niej spokój i opanowanie jak zazwyczaj. Teraz była jedynie wymalowana furia. Zaciskał mocno szczękę i pięści. Moje ciało drżało, nie wiedziałam czy ma halucynacje związane z jego widokiem. Po prostu czułam, że już nie muszę płakać i się bać.
- Zostaw. Ją. Teraz. - powiedział zaciskając szczękę, a Vinnie tylko się zaśmiał i wpatrując się we mnie z satysfakcją, ścisnął moje udo. - Jesteś głuchy, sukinsynie? - Justin odezwał się po raz drugi. Był oschły i nabuzowany, jednak w porównaniu do postury Vinniego nie dawałam mu szansy na cokolwiek. Chłopak puścił moje ręce i udo, a następnie wstał i podszedł do Justina.
- Możesz powtórzyć jak mnie nazwałeś?
- Trzeba było słuchać.
Chciałam coś powiedzieć, jakoś zaradzić, ale nic nie mogłam zrobić. Patrzyłam jak pięść Vinniego uderza pełną siłą w twarz Justina. A on tylko stał i przyjmował ciosy, jakby był na to wszystko odporny. Nawet się nie cofnął, nie złapał za bolące miejsce, nie stracił równowagi.
- Co jest z tobą nie tak, dzieciaku?! - zdenerwował się Vinnie, gdy Justin zaczął się śmiać czując krew spływającą z jego nosa i łuku brwiowego. Uderzył go jeszcze raz, aż Justin upadł na deski, cały czas się śmiejąc, jakby to mu się podobało.
- Mocniej, lubię jak boli - starł ręką krew z twarzy, która spływała mu na zęby. Zaczęłam płakać, nie wiedziałam co zrobić, nie mogłam się poruszyć, a patrzenie na to doprowadzało mnie do szału. Błagam niech ktoś to przerwie, przecież Vinnie go zabije... 
- Wypierdalaj - syknął mój były chłopak, kopiąc Justina w żebra. - Wypierdalaj i daj mi zakończyć to co zacząłem.
I właśnie wtedy oczy Justina ponownie zapłonęły. Wstał w błyskawicznym tempie, zaciskając szczękę, a na jego twarzy znowu namalowała się furia. W okół niego zbierała się aura, której nijak nie mogłam rozszyfrować.
- Co masz na myśli? - spytał zaciskając pięści, aż bielały mu kostki.
- Nicky, muszę się za - i nie dokończył, bo Justin uderzył go z taką siłą, że mimo większej postury, chłopak cofnął się o dwa kroki.
- Tylko dotniesz ją jeszcze raz - syknął przez zęby wymierzając kolejny cios i korzystając z omotania Vinniego chwycił go za ramiona, uderzył z główki w nos i gdy ten się schylał kopnął go w twarz. - Możesz wyżywać się na mnie, nie przeszkadza mi ból - zadrwił przyciskając buta do jego gardła. - Ale nigdy - splunął mu między oczy. - Przenigdy nie pozwolę byś robił coś wbrew jej woli. Rozumiesz?
Vinnie tylko pokręcił szybko głową i złapał się za nos, który był złamany. Następnie chwycił za nogę Justina i go przewrócił. Łzy zaczęły napływać mi do oczu z taką szybkością, że obraz mi się zamazał i nie widziałam praktycznie nic. Słyszałam ich wyzwiska, stęki, dźwięki uderzeń, co powodowało że nie mogłam się ruszyć i czułam się fatalnie z myślą, że nie potrafię tego zatrzymać. Chciałam krzyczeć, ale nie potrafiłam wydać z siebie dźwięku. Zaciskałam pięści i gryzłam własne wargi próbując się uspokoić, jednak jedyne co potrafiłam to płakać jeszcze bardziej, bezdźwięcznie.
- Mógłbym Cię zabić, ale nie zasłużyłeś na taki zaszczyt, rozumiesz? - krzyknął Justin, a ja spojrzałam w ich stronę i przetarłam oczy, by chociaż trochę wyostrzyć sobie wzrok. Chłopak siedział na Vinnim i ściskał ręką jego gardło. Oczy Justina wręcz płonęły. Mój były chłopak tylko przytaknął, a brunet obdarzył go jeszcze jednym ciosem w twarz, aż słyszałam płacz Vinniego.
Justin natomiast podszedł do mnie i pomógł mi wstać z chłodnych desek. Łzy spływały po mojej twarzy nieustannie, jedyne co byłam w stanie zrobić to wtulić się w jego ciało. Chciałam by ten dzień już się skończył albo okazał się być koszmarem.

Stojąc pod drzwiami mojego domu, gdy światło na werandzie padało na Justina byłam przerażona. Brunet miał rozciętą brew, krwawił z nosa i ust, miał zakrwawione kostki i wszędzie zaczęły pojawiać się siniaki. Pod okiem, na szczęce, na obojczykach i rękach. Był w okropnym stanie, a ja nie mogłam na to patrzyć bez poczucia winy. Przecież pobił się z Vinnim przeze mnie. Przeze mnie i moją nieostrożność. Mogłam się przecież trzymać z wszystkimi, a nie siedzieć sama na werandzie albo wrócić do domu razem z Claire. Żegnając się z nim powstrzymywałam się od płaczu. Zanim jednak nacisnęłam klamkę chłopak mnie powstrzymał.
- Cii.. - szepnął  prowadząc mnie na tyły domu, dokładniej do okien w salonie. W moim domu znajdowali się trzej mężczyźni ubrani na czarno, jednego nawet kojarzyłam. To byli ONI.
- Cholera, Katherine! - spojrzałam na Justina pokazując mu, że muszę wejść do środka. Ale chłopak nadal trzymał mój nadgarstek, kategorycznie zabraniając mi wejścia. Zamiast tego zaprowadził mnie do auta.
- Zadźwoń do niej, spytaj co robi i gdzie jest. Powiedz, że impreza jest świetna i wrócisz jutro - poinstruował podając mi telefon. Wybrałam numer Kath i czekałam, aż odbierze, a każdy sygnał wybijał się równie z moim sercem.
- Czego? - odezwała się moja siostra, a ja odetchnęłam z ulgą, że nic jej nie jest.
- Grzeczniej jakbyś mogła. Co robisz? - pytając spojrzałam na Justina, który przysłuchiwał się naszej rozmowie.
- Umm.. no nie wiem, pewnie chcę spać?
- W domu?
- Nie, kurwa, na trawniku - zakpiła moja siostra. Nienawidziłam tego jak ta mała suka mnie traktuje. - Jestem u Belli, wystarczy?
- Uhm, no to cześć - rozłączyłam się i rzuciłam telefon na deskę rozdzielczą. Schowałam twarz w dłoniach i zaczęłam intensywnie myśleć. Przecież w domu jest jeszcze mój ojciec. Nie, ja muszę wracać. Chciałam już wyjść z samochodu, ale Justin zablokował drzwi i ruszył.
- Zatrzymaj się, wysiadam - powiedziałam twardo, siłując się z drzwiczkami. - Słyszysz?! Justin! Wysiadam, masz się zatrzymać! Nigdzie nie jadę!
- Nie.
- Co?
- Nie - powtórzył chłopak. - Nie zatrzymam się - mówiąc to zaczął jechać jeszcze szybciej. - Nie wrócisz do domu, dopóki oni tam są. Nie pozwalam Ci - spojrzał na mnie, a jego szczęka widocznie się zarysowała. 

2 komentarze :