- Będziesz mnie tak przetrzymywał?
Chłopak mi nie odpowiedział, tylko zdjął koszulkę, a moim oczom ukazał się jego umięśniony tors, teraz pokryty licznymi siniakami. Niektóre wcale nie wyglądały na świeże, były brązowe, albo żółte. Wyglądało to okropnie i na sam widok, wszystko mnie bolało. Zastanawiało mnie jak on może się poruszać, bez wydawania jęków bólu. Przecież teraz był cały czerwono-fioletowo-żółty.
- Nic mi nie będzie - mruknął Justin, widząc moją minę.
- Po co mnie tutaj trzymasz?
- Chcę Cię jedynie ochronić - odpowiedział mi spokojnie, podchodząc do mnie. Strużki krwi na jego twarzy zdążyły już zaschnąć.
- Jesteś częścią tego koszmaru, jak więc masz zamiar uchronić mnie przed sobą? - fuknęłam. Nie rozumiałam jego intencji i tej aury, otaczającej jego osobę. Zdawałam sobie sprawę, że w jakiś sposób chce dobrze.
Oczy Justina tak jakby przygasły, odszedł ode mnie zakładając sobie ręce na kark i głęboko westchnął, jakby chciał opanować własne emocje.Chodził po całym mieszkaniu patrząc w sufit, a ja siedziałam nie wiedząc co robić. Zdawałam sobie sprawę z tego, że go uraziłam, ale czemu miałabym kłamać? Przecież to wszystko wokół mnie, to całe zło, to ludzie z oka w trójkącie i Justin.
- Może lepiej będzie jak już odstawisz mnie do domu.. poradzę sobie - mruknęłam schodząc z blatu. Nie uśmiechało mi się siedzieć tutaj dalej i nawet jeśli ktoś jest w moim domu, pójdę tam. Poradzę sobie sama.
- Nie - Justin podszedł do mnie i chwycił mnie za nadgarstki. - Nie.
- Nie możesz mnie tutaj więzić.
- Nie pójdziesz tam, nie teraz - znowu zaczął to samo. 'Dopóki oni nie opuszczą domu, nie wrócisz tam' bla, bla, bla. Cholera, to moje życie!
- Co jest z tobą nie tak? - skrzywiłam się. To całe napięcie, które było między nami jeszcze kilka dni temu kompletnie zniknęło. Być może dzisiejsze wydarzenia miały w tym swój udział, nie mam pojęcia. Chciałam jeszcze coś powiedzieć, ale chłopak przyciągnął mnie do siebie i przytulił powodując, że nie potrafiłam się odezwać. Po prostu cała skamieniała pozwoliłam mu się we mnie wtulać.
- Za każdym razem gdy mnie odrzucasz czuję się dwa razy gorzej, niż gdy na moim ciele pojawiają się siniaki - szepnął w moje włosy. - Za każdym razem coś rozrywa mnie od środka. Chcę tylko byś czuła się bezpieczna - dodał wtulając swoją głowę w moją szyję. Czy on się o mnie bał? Ale czemu? Przecież właściwie mnie nie zna.
Coś zaczęło drażnić moją twarz, wybudzając mnie tym samym z naprawdę dobrego snu. Światło informujące o poranku nie dawało mi szans, bym mogła dalej spać, więc leniwie otworzyłam oczy. Nadal byłam w mieszkaniu Justina, na materacu, a chłopak siedział na jego brzegu i mi się przyglądał. Krwi na jego twarzy już nie było, ale nadal zdobiły ją liczne siniaki i opuchnięcia. Dopiero teraz, gdy wczorajsze emocje zdążyły już opaść, czułam skrępowanie przebywając z nim. Znowu.
Nie wiedziałam co robić. Po prostu leżałam patrząc na bruneta, który się we mnie wpatrywał.
- Jesteś głodna?
Kiwnęłam przecząco głową. Wydawało mi się, że jeśli zjem cokolwiek - zwymiotuję. W dodatku żołądek tak ściskał mnie ze zdenerwowania, że nie mogłabym nic przełknąć. Chciałam już tylko wrócić do domu, położyć się do własnego łóżka i zapomnieć o tym co dzieje się wokół. Czy to tak wiele?
Justin chciał coś powiedzieć, ale jego telefon zaczął dzwonić. Nie wyglądał na zadowolonego, gdy spojrzał na wyświetlacz.
- Tak?... Nie, nie widziałem się z nim... To już nie mój problem... Zacznę jak przestaniesz być chujem... Nie interesują mnie twoje gry - cały czas był spokojny. Odpowiadał bez większych emocji, jakby niczym się nie przejmował. Coraz częściej odnosiłam takie wrażenie, że nic go nie obchodzi. - Okay... Skończyłeś?... No chyba mówię, że tak... za chwilę.
Chłopak włożył telefon z powrotem do kieszeni swoich spodni i spojrzał na mnie.
- Muszę coś załatwić, będę za pół godziny, nie ruszaj się stąd i nikomu nie otwieraj - powiedział szybko i założywszy na siebie bluzkę leżącą na podłodze, oraz czapkę, wyszedł z mieszkania. Po chwili usłyszałam dźwięk przekręcanych kluczy w drzwiach. Świetnie. Jestem zamknięta.
Korzystając z wolnego czasu, ogarnęłam swoje włosy, a następnie wzięłam się za sprzątanie tego bałaganu. Pozbierałam wszystkie butelki po piwach i wódce, których było naprawdę dużo i kilka razy się o nie potknęłam, wyrzuciłam wszystkie paczki po papierosach, zamiotłam podłogę i poskładałam ubrania, które tak jakby tworzyły dywan. Justin nadal nie przychodził, a ja zdążyłam doprowadzić jego mieszkanie do ogólnego ładu i składu, chociaż nadal wyglądało tutaj potwornie. Może to przez lokalizację? Nie wiem. W mieszkaniu nie było żadnych zdjęć, nic przyjemnego. W szafkach zamiast naczyń znajdowały się alkohol, tubki farb, terpentyna i pędzle. Jedyne, co utrzymywał w czystości to półka na supry. Nic więcej.
- No i co ja mam robić? - westchnęłam wracając na materac. Nagle po mieszkaniu rozbiegło się donośne pukanie do drzwi. Ale czemu Justin miałby pukać do własnego domu? Ostrożnie podeszłam do drzwi i spojrzałam przez wizjer. Cholera, zasłonięty. Ktoś po drugiej stronie zaczął walić jeszcze mocniej, a ja nie wiedziałam co robić. Drzwi wcale nie były specjalnie stabilne, więc to tylko kwestia czasu, jak zostaną otworzone. Nie wiedziałam gdzie się schować, serce zaczęło mi bić tak mocno, że miałam wrażenie, że słychać je w całym pomieszczeniu. Rozejrzałam się jeszcze raz i sobie uświadomiłam, gdzie mogę się schować. Podbiegłam do blatu i wspięłam się na niego, a następnie spojrzałam w górę. Wejdę tam, tylko jeszcze nie wiem jak. Nie jestem specjalnie silna i wygimnastykowana, a poprzednim razem pomagał mi Justin. Po pomieszczeniu rozległ się huk, jeszcze chwila i ten ktoś się tuta wedrze. Adrenalina jaką przyniosło mi dobijanie się do drzwi, sprawiła że podskakując złapałam się belek naprawdę mocno i zdołałam się wspiąć, co wcale nie było łatwe. Czułam się jakbym intensywnie ćwiczyła. Cholera, udało mi się.
Usłyszałam jak ktoś wchodzi do środka. Siedziałam wręcz na bezdechu, wydawało mi się, że moje serce zaraz wyskoczy mi z piersi.
Skrzyp, skrzyp, bum... skrzyp, skrzyp, bum... skrzyp, skrzyp, bum....
Zamknęłam oczy modląc się, by ten ktoś nie wiedział o miejscu, w którym przebywałam. Wydawało mi się, że przez dziurę wychyli się zaraz jakaś postać, ale nic takiego nie następowało. Słyszałam jedynie kroki i chrząknięcia mężczyzny. Po chwili drzwi się zatrzasnęły, a kroki ustały. Ja jednak nie potrafiłam się poruszyć. Po prostu siedziałam w ciemnym pomieszczeniu, na przeciwko malunku Justina, na który teraz nakładał czerwony kolor, a przynajmniej tak mi się wydawało, bo światło napływające do tego miejsca, było niewielkie. Objęłam dłońmi kolana i zacisnęłam mocniej powieki, chcąc zasnąć. Niestety jedyne co mi się udało, to wsłuchiwanie się w bicie własnego serca.
Nawet nie wiem kiedy czas zaczął lecieć tak szybko, że nawet nie zauważyłam, że Justin wrócił do mieszkania.
- Nicky? - usłyszałam jego głos i momentalnie skierowałam się do zejścia na dół. Zeskoczyłam na blat i spojrzałam na chłopaka cała drżąc. Cieszyłam się, że już przyszedł, że już nie muszę się bać. Bo właśnie przy nim czułam się bezpieczna, nawet jeśli przerażała mnie jego osoba. - Wszystko w porządku?
- Ktoś tutaj był - powiedziałam na wpół łamanym głosem.
- Kto?
- Nie wiem, schowałam się - ręce trzęsły mi się ogromnie, nie mogłam się uspokoić. - Proszę Cię, nigdy więcej nie zostawiaj mnie tutaj samą.
Justin podszedł do mnie, siedzącej na blacie i złapał mnie za biodra. W jego oczach tliły się maleńkie iskierki.
- Obiecuję Ci, że zawsze przybędę, gdy będziesz tego potrzebowała. Zawsze - podkreślił ostatnie słowo patrząc na mnie uważnie. Kiwnęłam głową i przełknęłam ślinę. Pomimo, że nadal nie widziałam sensu naszej znajomości, jeśli tak to mogę nazwać, czułam, że jestem naprawdę bezpieczna, gdy jest blisko, przy mnie. I nawet jeśli nie mogłam spokojnie oddychać, a jego obecność mnie nieco krępowała, musiałam przyznać przed sobą - potrzebuję go.
Stojąc pod drzwiami domu przypomniałam sobie wczorajszą sytuację. To jak Justin zabrał mnie do siebie, to jak się o mnie martwił. Dzisiaj jednak nic nie mogło mnie powstrzymać, bym weszła do środka. Nawet on, stojący dwa metry dalej.
- Do zobaczenia, Justin - powiedziałam ostatni raz patrząc w jego stronę i weszłam do mieszkania. Musiałam się porządnie odprężyć w wannie i spędzić chociaż chwilę sama ze sobą, by wszystko dokładnie przemyśleć i znaleźć jakieś rozwiązanie. Powinnam udać się na policję? Przecież ojciec Justina jest tak potężny, że powiedzenie o tym komukolwiek, skreśliłoby moje życie. Co mam więc zrobić, by czuć, że nic nie grozi moim przyjaciołom? Poddać się jego woli? Bo właśnie tego chce ten sukinsyn, chce czuć, że ma nade mną całkowitą kontrolę. Cholera, chcę moje nudne życie z powrotem.
Otwierając drzwi od pokoju bałam się, że zastanę karteczkę, albo kolejny dziwny prezent. Niestety, było jeszcze gorzej i chyba wolałabym już dostać karteczkę.
- Cześć, Veronico.
Szaleję z tymi rozdziałami! Dodaję codziennie, ale co poradzić, skoro mam taką wenę? Wiem, że najlepsze są tłumaczenia, ale fajnie by było jakby to opowiadanie też było na poziomie tych z zagranicy, no nie?
To jest co najmniej tak dobre jak te z zagranicy, jeśli nie lepsze! <3 asgohdeuhfshohdegvkiff, jesteś zajebista :D
OdpowiedzUsuńSiedzę teraz cała roztrzesioną i zastanawiam się co będzie dalej. Cholera dziewczyno, co Ty ze mną robisz? To opowiadanie jest naprawdę dobre, już się w nim zakochałam.
OdpowiedzUsuńTo słodkie, że Justin tak się nią przejął. Przecież mógł nic wtedy nie zrobić i pozwolić jej umrzeć. Ale nie, uratował ją. I całe szczęście! Jednak intryguje mnie jego zachowanie, jest tajemniczy i nie przewidywalny. Coś co na pewno w nim najbardziej cenię, bo nigdy nie wiem jak się zachowa. Od razu polubiłam Veronicę. Trochę jej współczuję. Na pewno nie jest jej łatwo zajmować się ojcem i nieznośną siostrą. I jeszcze ta sprawa. No nic, dziewczyna łatwego życia nie ma.
Ojejku, ale się rozpisałam. Haha, pewnie połowa z tego nie ma sensu. Piszesz niesamowicie i obiecaj mi, że nigdy nie przestaniesz. Inaczej musiałbym skopać Ci tyłek. Czekam z zniecierpliwieniem na następny.
Pozdrawiam i życzę weny! (: